Ostatnio opisałam Wam, jakie ubrania spakowaliśmy w naszą 1,5-roczną podróż. Czas na ciąg dalszy analizy składu naszych plecaków – dziś będzie o elektronice. Kompletując zawartość naszych plecaków wiedzieliśmy już, że na pewno będziemy pisali blog. Gdyby nie to, pewnie ilość elektroniki w naszych plecakach byłaby nieco skromniejsza. Oto co zabraliśmy ze sobą w podróż:
Mały, stary netbook (laptop)
Pisanie wpisów na iPadzie albo telefonie to dla mnie kompletna abstrakcja, dlatego też komputer był dla nas obowiązkowym sprzętem, na który musiało się znaleźć miejsce w plecaku. Jako, że w momencie wyjazdu nie mieliśmy laptopa, ale też nie chcieliśmy inwestować w nowy sprzęt ryzykując, że trafi go szlag na skutek a) zalania b) kradzieży c) rzutu plecakiem np. podczas przepakowywania się, musieliśmy wymyślić inną opcję. Na ratunek przybyli nam teściowie mojego brata, którzy pożyczyli nam swój stary, używany netbook. Komputer sprawdził się całkiem nieźle i choć nie był on szczytem osiągnięć technologicznych jak na końcówkę 2015 roku przystało, doskonale wypełnił swoją misję. Pomimo tego, że nieraz klnęliśmy na jego szybkość, nie żałujemy, że zabraliśmy ze sobą staruszka, którego można bez żalu stracić w razie jakiejkolwiek awarii. Jego największym atutem były niewielkie gabaryty i waga, choć i tak komp zajmował sporą część plecaka Tomka. Netbook używany był przede wszystkim do zgrywania zdjęć z aparatu na dysk zewnętrzny, ale także do pisania postów na blogu czy przeglądania internetu.
Aparat fotograficzny bez zbędnych dodatków
Na naszej liście nie mogło zabraknąć aparatu fotograficznego – w końcu zdjęcia robione telefonem, nawet z najlepszą optyką, to jednak nie to samo. Wyjechaliśmy z jednym aparatem – Sony a6000 Tomka, a wróciliśmy z dwoma – nasi znajomi dowieźli nam do Tajlandii nowy Fujifilm X-A2, na którym uczyłam się robić zdjęcia i który świetnie się sprawdził. Jeśli chodzi o akcesoria do aparatów, to ograniczyliśmy je do absolutnego minimum – nie mieliśmy statywu ani dodatkowych obiektywów, tylko porządne etui chroniące sprzęt przed zniszczeniem, dodatkowe baterie konieczne w terenie, no i oczywiście ładowarki do akumulatorów. Nie jesteśmy super fotografami, więc nawet dziś nie zabralibyśmy ze sobą osobnej tony pełnej sprzętu.
Kamerka sportowa
Na wyjazd spakowaliśmy także kamerkę sportową, a dokładniej sprzęt chińskiego producenta Xiaomi, który spisał się całkiem zacnie. W trasie doposażyliśmy sprzęt (a właściwie sprzęcik) w porządny aluminiowy kij i wodoodporną obudowę, co było strzałem w dziesiątkę, szczególnie podczas kręcenia scen w trakcie jazdy skuterem i w czasie snurkowania, które mieliśmy okazję odbyć zarówno w Azji, jak i Ameryce Południowej.
Dzień bez przygody to dzień stracony! <3
Opublikowany przez Let's get lost na 1 kwietnia 2016
Tablet i czytnik e-booków
Na naszą wyprawę zabraliśmy iPada mini, którego nie używaliśmy praktycznie wcale, aż do momentu „zgonu” czytnika e-booków. Ten ostatni, po wielu miesiącach wiernej służby, zginął śmiercią tragiczną przygnieciony przez mój pośladek, kiedy nie zauważyłam go ukrytego w wiszącym hamaku. Tu jeszcze dwa słowa ode mnie – uwielbiam elektroniczne czytniki książek i absolutnie nie wyobrażam sobie taszczenia ze sobą papierowych tomów. Po zniszczeniu czytnika tę rolę przez kilka miesięcy pełnił iPad, który nie sprawdza się tak dobrze – przeszkadza mi w nim zbyt intensywne podświetlenie i gładka, odbijająca światło powierzchnia. Ale z braku laku można uznać, że jest ok.
Dysk zewnętrzny na zdjęcia
Kolejnym obowiązkowym gadżetem na naszej liście był dysk, służący głównie do zgrywania zdjęć. Nie liczcie na to, że podróżując przez wiele miesięcy po Azji, Ameryce Południowej czy Afryce będziecie mieli przez cały czas dostęp do szybkiego internetu, który pozwoli Wam prędko zgrać fotki czy materiały wideo na dysk internetowy. My kupiliśmy dysk o pojemności 1,5 terabajta i zapełniliśmy go praktycznie do końca, ale to oczywiście indywidualna sprawa. Najwięcej ważyły zdjęcia Tomka zapisywane w formacie RAW, a także filmy. Ważną rzeczą, o której trzeba pamiętać, to zabezpieczenie dysku. Jadąc autobusem czy pociągiem nigdy nie wkładaliśmy go do dużego bagażu, tylko trzymaliśmy w bagażu podręcznym dbając o to, żeby dysk nie zaginął i nie uległ zniszczeniu mechanicznemu.
Powerbanki
Zewnętrzne baterie nie raz ratowały nas w podróży, szczególnie podczas wielogodzinnych przejazdów autobusami. Gdyby nie powerbanki, na pewno nie przeczytałabym tylu książek, a Tomek nie ogarnąłby lektury tak wielkiej ilości przewodników i nie doszedłby do milionowego levelu w jego ulubionej grze Jelly Splash ?. Z powerbanków korzystaliśmy też czasem podczas dłuższych trekkingów, kiedy nie mieliśmy dostępu do prądu, a chcieliśmy być w ciągłej łączności ze światem (przynajmniej w teorii, bo często w takich miejscach nie było żadnego zasięgu).
Telefony
Z poprzednich wpisów możecie już wiedzieć, że wyjechaliśmy w podróż z dwoma telefonami, a straciliśmy aż 3. Każde z nas wzięło swój smartfon, których używaliśmy często i namiętnie (przede wszystkim do obsługi map, oraz smsów z banku). Po tym, jak skradziono mi telefon po raz drugi, postanowiłam nie kupować kolejnego i korzystałam z iPada. I szczerze mówiąc to było bardzo ok.
Zestawy przejściówek
To rzecz podstawowa – przy sporej ilości urządzeń elektronicznych ważne jest, żeby mieć przynajmniej dwa zestawy końcówek na wszelkie okoliczności. My kupiliśmy uniwersalne, które praktycznie się składają w wygodną do przewożenia tubkę. Korzystaliśmy z nich baaaardzo często, bo w Azji końcówki są inne niż w Stanach czy Ameryce Południowej.
Odtwarzacz MP3
Pakując się w podróż wzięliśmy ze sobą odtwarzacze MP3 ze słuchawkami, ale szybko stwierdziliśmy, że to bez sensu. W końcu w muzyki czy audiobooków można słuchać z telefonu. Niby mieliśmy ze sobą ten sprzęt, niby nie wadził nam wcale, ale okazał się skrajnie nieużyteczny. Wrócił więc do Polski najbliższym możliwym transportem.
Właśnie dotarliśmy do kolejnego, dziewiętnastego już kraju na naszej trasie. Radosne motyle tańcują w brzuchach – znów…
Opublikowany przez Let's get lost na 11 września 2016
Oczywiście do każdego urządzenia mieliśmy także kable, zasilacze itd., ale tego chyba nie muszę tłumaczyć? Zasadniczo sprzęt, który zabraliśmy wystarczył nam z nawiązką do komunikacji, jako takiego prowadzenia bloga i zgrywania materiałów, a także przyjemności takich jak czytanie książek. Oczywiście mogliśmy pracować w podróży o wiele wygodniej, ale zamiast tego, mogliśmy się cieszyć względną lekkością naszych plecaków! Nie odczuwaliśmy żadnych braków w wyposażeniu, ale to przecież kwestia indywidualna. A Wy bez jakich urządzeń nie dalibyście rady się obejść w podróży? Macie takie?
W następnej, ostatniej już części cyklu o pakowaniu, napiszę Wam o wszystkim tym, co mieści się w kategorii „różne”, czyli o dokumentach, lekach i mniej lub bardziej użytecznych gadżetach.