Mama Negra, czyli Czarna Matka… Festiwal o tej nazwie świętuje się rokrocznie w ekwadorskim mieście Latacunga, a wszystko po to, żeby 1) ubłagać położony nieopodal wulkan Cotopaxi o litość 2) podziękować za rok bez wybuchów 3) świetnie się bawić. O co chodzi? Czytajcie!
Nie mogę uwierzyć, że właśnie mijają dwa lata (facebook mi przypomniał!), odkąd wylądowaliśmy w niepozornym ekwadorskim miasteczku Latacunga z zamiarem przyjrzenia się z bliska bardzo ciekawemu festiwalowi – Mama Negra. I tu, oprócz samego festiwalu, liczą się dwa dodatkowe fakty. Po pierwsze, spotkaliśmy się tam z naszym kolegą z Polski, Bartkiem Rubikiem, podróżnikiem i miłośnikiem kultur świata i festiwali, który zresztą namówił nas na naszą wielką podróż dookoła świata. Po drugie – trafiliśmy na właściwą wersję festiwalu, ponieważ, jak dowiedziałam się od mieszkańców, istnieją jego dwie edycje – jedna, bardziej ludowa, czyli ta, na którą przybyliśmy i kolejna, organizowana i promowana przez władze miasta/ regionu, taka bardziej na pokaz, którą „zwykli ludzie gardzą”. Sama tradycja sięga 300 lat wstecz!
I teraz, choć wolałabym zrobić to opisowo, ale boję się, że klawiatura mi spłonie, wypiszę w punktach to tam się odjaniepawlało. A było tego tyle, że OMG!!!
- Cała impreza zaczyna się tradycyjnie w kościele. To tam mieszkańcy modlą się do Virgen de la Merced, patronki wulkanu Cotopaxi o to, aby chroniła ich przed jego gniewem. Cotopaxi z racji bliskiej odległości już niejednokrotnie obracał w pył miasta i wioski, jest to wciąż aktywny i potencjalnie bardzo niebezpieczny wulkan, który zresztą zalicza się do najwyższych wulkanów świata (5897 m n.p.m.)
- Już pod kościołem dzieją się rzeczy co najmniej dziwne – pojawia się tam cała plejada kolorowo ubranych postaci, orkiestry, ludzie w maskach, ludzie poruszający się konno, anioły i inne takie. ;)
- Tu do akcji wkracza Mama Negra, czyli facet przebrany za czarnoskórą kobietę. Mama Negra porusza się konno, rozlewając mleko i dokazując, a jej nieodłącznym atrybutem jest lalka, będąca jej dzieckiem. Mama Negra jest centralną postacią w całym korowodzie, a związana jest z kulturą afrykańskich społeczności, które Hiszpanie sprowadzali do Ameryki Południowej jako niewolników.
- Po części kościelnej niemal całe miasto przejmuje wesoły korowód kilkudziesięciu zespołów, które grają, tańczą, wygłupiają się, częstują widzów alkoholem (z gwinta!), rozdają dzieciom cukierki, a jak trzeba chłoszczą po łydkach mini-biczami. Taki zespół ma swoją obowiązkową strukturę, o której poniżej.
- Każdy z członków korowodu jest ubrany zgodnie z unikalnym stylem reprezentowanym przez zespół, przy czym stroje są etniczne, a ich przegląd jest dla widza spoza Ekwadoru co najmniej fascynujący. Zespoły schodzą się z całej okolicy – jako, że jest ich kilkadziesiąt (niektórzy mówili, że w porywach do stu), a liczą one ok. 50 osób, chyba wszyscy mieszkańcy miasta Latacunga musieliby wziąć udział w paradzie.
- W skład każdego zespołu wchodzą osiłkowie, którzy na wielkich stelażach dźwigają rozpłatane, pieczone świniaki, dodatkowo obwieszone wędzonymi kurczakami, butelkami whisky, paczkami papierosów i innymi gadżetami. Taki bagaż waży naprawdę dużo, dlatego też ci, którzy niosą dary, są wspierani przez asystę, która co jakiś czas podstawia stołek pod ciężki „bagaż”. Osiłkom niosącym cenny prowiant sekundują przyuczający się do tej misji malcy, którzy z racji tego, że mają kilka lat mogą dźwigać jedynie kurczaka lub pieczoną świnkę morską (czasem w wersji plastikowej), butelkę coli i słodycze.
- Na imprezie często widać, jak postaci ubrane na biało, tzw. los huacos, z charakterystycznymi maskami na twarzach, obierają sobie ofiarę i biorą ją w obroty. Jest to tzw. limpieza, czyli rytuał oczyszczania z grzechów, który polega na osaczeniu grzesznika, zakręceniu go kilkukrotnie wokół własnej osi, pokłuciu go pseudo-rogami z drewna i pocieraniu go… żywą świnką morską! Oczywiście najlepiej, żeby grzesznik zapłacił za tę usługę, ofiarowując symboliczną kwotę.
- Innymi postaciami, które rzucają się w oczy podczas parady są anioły, hiszpańscy konkwistadorzy, królowie,
- Impreza trwa dwa dni, aż do nocy, a na koniec całej fiesty zespoły wspólnie konsumują opisane wcześniej prosiaki, whisky i papierosy.
- Festiwal jest jednym z wielu przykładów na przenikanie się katolicyzmu i dawnych, prekolumbijskich wierzeń – w Ameryce Południowej widzieliśmy ich całe mnóstwo!
Brzmi szaleńczo? Na żywo wygląda to jeszcze bardziej kolorowo – absolutny kosmos! Mamy nadzieję, że galeria zdjęć choć nieco przybliży Wam ten kolorowy, fascynujący festiwal.
Pamiętajcie, jeśli chcecie, żebyśmy częściej pisali, dajcie nam znak życia! Każdy lajk, udostępnienie i komentarz jest dla nas bezcenną motywacją, żeby działać na blogu! <3