Na początku zaznaczamy, że wszystkie nasze obserwacje są totalnie subiektywne i – jeśli byłeś/aś w Kambodży, nie musisz się z nimi zgadzać. Dodatkowo, do Kambodży wjechaliśmy po miesięcznym pobycie w Wietnamie, co także trzeba brać na poprawkę czytając ten wpis! Ale do rzeczy – co nas zszokowało? Oto pięć typów:
Używana waluta i ceny
Zawsze myślałem, że Kambodża to bardzo, ale to bardzo biedny kraj (tak zresztą jest – to trzeci najbiedniejszy kraj Azji). A skoro biedny, to wszystko musi być tu bardzo, ale to bardzo tanie… W rzeczywistości jest jednak nieco inaczej. Chociaż oficjalną walutą w Kambodży jest riel, to jednak częściej używany i akceptowany jest amerykański dolar (w uproszczeniu 1 USD = 4000 rieli = 4 pln). Praktycznie wszędzie płacimy w dolarach, a riele służą tylko do wydawania reszty. Ceny zaokrągla się tu do 1000 rieli, czyli 25 centów (1 złotego). Płacisz więc 2 lub 3 złote – a to już robi różnicę.
Ceny w sklepach wyglądają nieco szokująco, przynajmniej jak na azjatyckie realia. Obiad w podrzędnej knajpie to koszt ok. 3 USD, chociaż na krabowym targu w Kep można też spokojnie zapłacić 10 USD. Butelka 2l Coli – 2 USD, a butelka piwa 1,6 USD. Mała paczka orzeszków to 3 USD, bagietka 1 USD, serek Kraft w plasterkach 7,90 USD, mleko 2,20 USD, a jajka 10 sztuk: 1,5 USD. Więcej przykładów nie ma sensu podawać, bo już po przeliczeniu tego na złotówki okazuje się, że jest tu po prostu drogo! Kto to kupuje? Nie wiemy, ale nawet w miastach w sklepach spotkać można raczej niewielu lokalnych ludzi…
Prawie wszystko ma w nazwie słowo „Angkor”
Cały świat słyszał o największej atrakcji Kambodży, czyli o pięknych świątyniach Angkoru. Ludzie tutaj najwidoczniej są z tego bardzo dumni, bowiem 3 na 4 nazwy czegokolwiek zawierają to słowo w nazwie. I tak: najbardziej popularne piwo w kraju to… Angkor! Prawie wszystkie hotele mają Angkor w nazwie, ze sklepami także często nie jest inaczej. Biura turystyczne? Parówki? Kosmetyki? Czy nazywają tak także swoje dzieci?
Ilość expatów (przyjezdnych) na metr kwadratowy
Przyjechali i… nie chcą wyjechać! Ilość osób zza granicy (szczególnie Francuzów), którzy osiedlili się w Kambodży i założyli własny biznes przyprawia o zawrót głowy! Jest ich tu co niemiara, co świadczy o tym, że w Kambodży po prostu fajnie się żyje. Z drugiej strony hoteli raczej nie zbudują tutejsi i poziom zasobności portfela też nie jest tutaj bez znaczenia. I tak właścicielem linii promowej na wyspę Koh Rong jest Francuz, knajpy w Kep prowadzą Francuzi, a expaci w Kampot mają nawet swoją gazetę! Powtórna kolonizacja?
Ciuchy tańsze niż jedzenie
Nosicie t-shirty? Buty? Bluzy? Prawdopodobnie pochodzą one z Kambodży i choć oblepione są różnymi tańszymi lub droższymi markami, wszystkie one produkowane są na terenie kilku fabryk, gdzie ludzie pracują za przysłowiową „miskę ryżu”. Skąd to wiem? T-shirt na targu w stolicy kraju kupimy za 2 dolary. Jak myślicie, ile może on kosztować bezpośrednio u producenta, a ile zarabia pracownik w olbrzymiej hali pełnej ludzi? To straszne i piękne jednocześnie, że koszulka w Kambodży kosztuje mniej niż śniadanie złożone z bagietki i jajek.
Ludzie uśmiechają się najpiękniej na świecie
Kambodża dla przeciętnego mieszkańca kraju, to z całą pewnością nie jest kraina mlekiem i miodem płynąca. Ludzie pracują tu ciężko i długo, co widać gołym okiem chociażby po godzinach otwarcia ulicznych knajpek, sklepików, czy po pracy kierowców tuk tuków. Często spotyka się osoby, które śpią w miejscu pracy i obsługują swój interes przez 14-16 godzin dziennie. Jakby tego było mało, historia Kambodży nie była łaskawa dla większości tutejszych rodzin. Zaledwie czterdzieści lat temu okrutna dyktatura czerwonych khmerów pozbawiła życia jedną czwartą (!) ludności kraju. Czy jest tu się z czego cieszyć?
Okazuje się, że tak! Khmerowie to chyba najbardziej mili, serdeczni i uśmiechnięci ludzie, jakich spotkaliśmy. Ich szczere uśmiechy, przyjazne nastawienie i gościnne zachowanie ciężko jest racjonalnie wytłumaczyć. Na pewno zapamiętamy ten kraj jako kraj uśmiechniętych ludzi, który obdarzył nas tak dużą dawką pozytywnej energii, jak chyba żaden wcześniej! Bierzmy przykład, bo nam, słynącym przecież z gościnności Polaków, do pozytywnego nastawienia Khmerów daleko oj… daleko!