Kiedy wyobrażałam sobie najbardziej relaksujące miejsca na świecie, od zawsze przychodziły mi do głowy rastamańskie klimaty doprawione zapachem zioła gdzieś na Jamajce, białe plaże otulone turkusowym morzem na Malediwach i schowane głęboko przed oczami zachłannych turystów himalajskie wioski, w których nawet krowy muczą leniwie. I chyba w życiu nie pomyślałabym, że miejsce łączące najlepsze cechy przybytków chill outu odnajdę kiedyś w Laosie.
4000 wysp na południu Laosu mają wszystko, czego można chcieć, aby wypocząć i zresetować sobie zaśmieconą problemami głowę. Wyspy na Mekongu oferują wiele mniej lub bardziej turystycznych wiosek, w których czas staje w miejscu, a umysł automatycznie przełącza się na tryb „relaks”. Nam dane było spędzić jedynie dwa dni na Don Det, czyli na najpopularniejszej wyspie tej krainy, ale i tak udało nam się odsapnąć i nabrać dystansu po długiej i pełnej przygód podróży z Kambodży. Z tego, co nam wiadomo ludzie, którzy docierają na 4000 Wysp zazwyczaj zostają tam dużo dłużej, niż wcześniej mieli w planach. Wcale nas to nie dziwi! Dlaczego? Dlatego, że jest to idealne miejsce oferujące 4000 sposobów na relaks. Ja przedstawię Wam tylko kilkanaście z nich, ale mam nadzieję, że zainteresuję Was tym magicznym miejscem. Jedziemy!
1. Spacer po wiosce. Jeśli masz ochotę poczuć się jak u babci na wsi i przenieść się w czasie kilkadziesiąt lat wstecz, na Don Det nie będziesz miał z tym problemu. Wystarczy, że oddalisz się od turystycznej wioski o 5 minut spacerem. Tu krowy i woły pasą się leniwie skubiąc trawę, kury z kurczętami skrzętnie i ochoczo przetrzepują każdy centymetr ziemi w poszukiwaniu smakowitych ziaren i owadów, a psy chrzanią konwenanse i śpią słodko wszędzie, szczególnie na środku drogi. Ludzie zaś żyją spokojnie i zgodnie z rytmem natury – zaczynają dzień o świcie, kładą się wcześnie, a w czasie największych upałów ucinają sobie drzemkę na hamaku.
2. No własnie – bujanie się na hamaku! Na 4000 Wysp hamaki są wszędzie! W knajpach, pokojach, przed domkami, między drzewami! Tak jakby tylko czekały na jakiegoś zmęczonego palącym słońcem biedaka, który potrzebuje siesty. No i co chwila znajduje się taki, który daje się skusić. Recepta jest prosta : hamak i Ty. Albo hamak, Ty i książka. Albo hamak, Ty i dobra nuta w uszach. Zresztą trzecią część dopisz sobie sam, wszystko zależy od Twojej fantazji ;-)
3. Na hamaku można też robić inne rzeczy ;-) Jedną z najpopularniejszych aktywności hamakowych na 4000 Wysp jest popijanie cudownego trunku, jakim jest BeerLao. To ryżowe piwo wspaniale gasi pragnienie na koniec upalnego dnia i wprowadza w idealny nastrój na wieczór. Jeśli wolisz mocniejsze trunki, wybierz lokalną wódkę ryżową lao-lao (butelka 0,3 l kosztuje ok. 3 złotych, czyli tyle co cola!). A jeżeli nie masz ochoty na alkohol, rozpieść się szejkiem lub smoothie ze świeżych owoców za równowartość 3-5 złotych.
4. Don Det jest też świetnym miejscem, w którym za grosze będziesz mógł rozkoszować się laotańskimi smakołykami, najczęściej w akompaniamencie relaksującej muzyki i niemal na leżąco. Lokalne knajpy serwują tu larb (ostre danie z mielonego mięsa z ziołami), świeże i smażone sajgonki, lokalne wersje zup z noodlami, curry, kleisty ryż podawany w tradycyjnym koszyczku i wiele innych pyszności. Specjalnością na wyspie są dania z dyni, a w szczególności burgery z kotletem z tego warzywa. Są naprawdę pyszne.
5. Objadanie się laotańskimi specjałami można połączyć z podziwianiem zachodu słońca, który na wyspach Mekongu prezentuje się powalająco! Wyobraź sobie siebie leżącego przy stoliku (tak!) , leniwie skubiącego coś pysznego, z dużą butelką BeerLao w dłoni, obserwującego jak rozpalone do czerwoności słońce zatapia się gdzieś daleko w wodzie. Co Ty na taki relaks?
6. Knajpy w Don Det oferują także wachlarz usług wykraczający poza szeroko rozumianą gastronomię. W wielu miejscach kupić happy pizzę, happy shake’a lub happy deser, wszystko oczywiście doprawione marihuaną. Ci, którzy wolą ziele w bardziej tradycyjnym wydaniu, bez problemu mogą zaopatrzyć się w skręta. Niestety nie podamy tu przykładowych cen, ponieważ nie skorzystaliśmy z usług, ale mniemamy, że nie są one wygórowane. Jeśli jednak chcesz długofalowo utrzymać stan chill outu, radzimy pozostać przy rozrywkach bez użycia zioła – ponoć zdarza się, że mimo braku posterunku policji na wyspie, po knajpach chodzą tajniacy. A relaks w laotańskim więzieniu lub organizowanie grubej kasy na łapówkę chyba nie wchodzi w rachubę, prawda?
7. Dla ultra-leniwych restauratorzy na Don Det przewidzieli także totalnie pasywną rozrywkę – całodniową posiadówkę przy lecących jeden po drugim odcinkach kultowego serialu „Przyjaciele” czy „Family Guy”. Oczywiście w pozycji leżącej na wygodnym materacu i z piwkiem lub skrętem w ręku. Akurat taki odpoczynek wydaje mi się co najmniej słaby w porównaniu z innymi możliwościami, jakie daje wyspa, ale są gusta i guściki i o nich podobno się nie dyskutuje ;-)
8. Jeśli już się najadłeś, napiłeś i wybyczyłeś na hamaku, możesz udać się na bardziej aktywny wypoczynek. Wspaniałym sposobem na zwiedzenie Don Det i sąsiadującej wyspy Koh Kong jest całodniowa wycieczka na rowerze. Co prawda drogi nie mogą się równać gładkością z asfaltem, ale spektakularność i różnorodność widoków jest imponująca. Rower daje prawdziwą wolność wyboru odwiedzanych miejsc, jest tani (5 PLN za cały dzień), a przyjemny wiaterek podczas jazdy daje ulgę w upale.
9. A jeśli upał nadal bardzo daje Ci się we znaki, co bardzo zresztą prawdopodobne, skorzystaj z jacuzzi na świeżym powietrzu. Wystarczy, że dotrzesz do jednego z kilku spektakularnych wodospadów, które można podziwiać na wyspie, znajdziesz bezpieczne miejsce, a najlepiej małą wannę wydrążoną w skale, zrzucisz ciuchy i już możesz cieszyć się cudownie chłodną wodą z bąbelkami! Czy można chcieć czegoś więcej?
10. Don Det oferuje także super kompromis pomiędzy lenistwem a względnie aktywnym wypoczynkiem. Mowa o spływach na wielkiej dętce, za której wypożyczenie zapłacisz jedynie 5 ziko! Zasady zabawy są bardzo proste – wypożyczasz dętkę, ładujesz na nią swój kuper i płyniesz z nurtem aż do skraju wyspy. W drodze cieszysz oczy zielenią drzew, pluskasz radośnie nóżkami, opalasz się lub popijasz szejka lub Beerlao (akceptowalne przy założeniu, że nie urżniesz się jak prosię, a śmieci wyrzucisz do kosza). Po skończeniu rejsu możesz zatrzymać się w wodzie na wysokości wioski i być pewnym, że lokalne dzieciaki otoczą Cię radosnym wianuszkiem. Wtedy dopiero wodne harce rozkręcają się na dobre! Do wypożyczalni wracasz na piechotę – na bosaka polnymi ścieżkami :-)
11. Jeśli chilloutowanie jeszcze Ci nie zbrzydło, możesz za niewielką opłatą wybrać się na ryby z lokalnymi mieszkańcami. A później, także w ramach relaksu, upichcić złowione przez siebie trofea na grillu o zachodzie słońca. Słabo?
12. Małe ryby są za małe? To może bardziej zrelaksują Cię grube ryby, ups, ssaki. W okolicy Don Det możesz wybrać się na oglądanie słodkowodnych delfinów, takich jak te, które my widzieliśmy w Kratie. Wycieczka kosztuje ok. 90 PLN, ale w jej ramach przewidziane są inne aktywności, takie jak wypad na wodospady i łowienie ryb. Mogę Cię zapewnić, że obcowanie z tymi niesamowitymi wodnymi ssakami będzie jedynym w swoim rodzaju przeżyciem, a obserwowanie i nasłuchiwanie ich wdechów czystą przyjemnością.
13. Jeżeli uznasz, że odpoczywanie przez cały dzień na rowerze, w wodospadowym spa czy na dętce za bardzo Cię wymęczyło, wybierz się do tradycyjnej laotańskiej sauny, w której Twoje ciało oczyści się z toksyn, a Ty nacieszysz się olejkami ziołowymi dodawanymi do tej parowej kąpieli. Godzinne parowanie kosztuje ok. 10 PLN.
14. A kiedy już zaliczysz i kolację i lao-drinka o zachodzie słońca i poprawisz to ziołową sauną, bądź pewien, że kres chill outu jeszcze nie nastał. Po udaniu się do Twojego domku położonego o krok od brzegu rzeki i kosztującego tyle co nic (my zapłaciliśmy ok. 25 PLN za skromny bungalow), do snu utulą Cię dźwięki szuwarów – rechoczące żaby i cykające świerszcze.
Sposobów na relaks na 4000 Wysp jest na pewno znacznie więcej, co najmniej tyle, ile samych wysp! Wszystko zależy od Twojej fantazji i czasu, który możesz przeznaczyć na pobyt na miejscu. O budżet nie musisz się specjalnie martwić – to chyba najtańsze miejsce w Laosie, jakie mieliśmy okazję odwiedzić.