Jeśli zwiedzasz południe Kambodży i wstępujesz do opisywanego przeze mnie wcześniej Kep, to z dużym prawdopodobieństwem zawitasz także do kolonialnego Kampot. W końcu to tylko 30 minut drogi i 6$ za bilet mini busem, a atrakcji tu… no właśnie, ile?
Otóż według przewodników Kampot to perła na kolonialnej mapie Kambodży. I faktycznie tak jest – centrum miasteczka to bardzo ładne i dobrze zachowane francuskie kamienice o charakterystycznym, żółtym kolorze, nieco podobnym do kamienic w wietnamskim Hoi An. Całość prezentuje się bardzo ładnie, a uroku miejscu dodaje przepływająca nieopodal rzeka, nad którą obserwować można widowiskowe zachody słońca. Chowa się ono za horyzontem w towarzystwie gór parku narodowego Bokor, co dodaje widokowi jedynego w swoim rodzaju klimatu – to trzeba zobaczyć. Ile tych kamienic jest? Ano kilka, nie spodziewajcie się tam nie wiadomo czego! :)
Wracając do samego Kampot – tak naprawdę nie ma w nim nic konkretnego i bardzo widowiskowego do zobaczenia… Myśmy zwiedzili całość w ciągu jednego dnia i uważamy, że to odpowiednia ilość czasu na zobaczenie miasta, a szczególnie kamienic, rzeki, nietypowego mostu i oczywiście pomnika duriana (owoc, z którego uprawy słynie okolica). Jeśli chcesz zwiedzić okolice, zaplanuj jeden lub dwa dni więcej. Ciekawa może być wycieczka na wzgórze w parku Bokor: podobno szczyt spowija często często mgła, wśród której kryje się wyglądający jak z horroru, opuszczony budynek starego kasyna. Do tego oczywiście plantacje pieprzu, z którego Kampot (chociaż mało kto o tym wie) słynie na cały świat, a najlepsze paryskie restauracje nie używają żadnego innego. Wszystko to możesz zrobić na wypożyczonym rowerze lub skuterku (6$ za dzień plus paliwo) – mapę okolicy można znaleźć w każdym hotelu i guesthousie w mieście. Myśmy dodatkowe atrakcje sobie odpuścili. Mieliśmy wrażenie, że zwiedzanie ich jest trochę na siłę i postanowiliśmy jechać dalej. Znamy jednak takich, którzy zostali nieco dłużej i się im podobało, więc jak zwykle okazuje się, że każdy lubi zwiedzać trochę inaczej.
Co ciekawe i co widać gołym okiem w Kampot: mnóstwo biznesów prowadzonych jest przez obcokrajowców, najczęściej Francuzów, którzy upatrzyli sobie w mieście przyjemne miejsce na prowadzenia swoich małych interesów. Praktycznie cała część zawierająca kamienice (stare miasto?) to własność expatów, którzy wydają tutaj nawet swoją gazetę! Nieźle biorąc pod uwagę fakt, że Kambodża była kiedyś francuską kolonią… miejsca te, będące najczęściej knajpkami, zaczynają żyć po zachodzie słońca i widać w nich praktycznie samych turystów – fajnie, ale ma się wrażenie, że jest się trochę gdzie indziej.
W tym samym czasie w okolicy pomnika duriana zaczyna się wieczorny targ, który wygrał z knajpami i gdzie spędziliśmy nasz wieczór w Kampot. Jedzenie i ubrania to towary, które mają tam najsilniejszą obsadę. Dzieci bawią się na dosyć małym, ale kolorowym wesołym miasteczku z karuzelą jak z lat 80-tych w centrum. Wszyscy są uśmiechnięci i zadowoleni i to jest widok, który zapamiętamy z Kambodży jako ten prawdziwy. To, co widzieliśmy w mieście możecie zobaczyć standardowo w naszej małej galerii zdjęć.
Czy jechać do Kampot? Jeśli masz czas to tak, ale połącz go z odwiedzeniem Kep i przede wszystkim króliczej wyspy. Taka mieszanka może się okazać całkiem ciekawa i dać pewien pogląd, jak musiał wymagać ten kraj w czasie, kiedy rządzili w nim Francuzi. Tak naprawdę w mieście nie znajdziemy zbyt wielu atrakcji i podobnie jak w Battambang, o którym także można przeczytać, że jest piękny, nie za bardzo jest co robić. Jedź gdy masz czas na pobliskie miejsca. Podróż do samego Kampot wydaje się być tylko dla niewielu – w każdym razie my nie żałujemy!