Parafrazując klasyków z legendarnej formacji Dyszcz „nie tak, nie tak, nie tak, Birmo, nie tak nam miało być”. Tyle cudownych rzeczy nasłuchaliśmy się i naoglądaliśmy o Birmie, że znów spodziewaliśmy się wielkiego WOW. Początki były jednak takie sobie…
Po trwającej dobę podróży z indyjskiej Kerali, wieczorem wylądowaliśmy w Rangunie, lub, jak kto woli, Yangonie. Miasto to jest dawną stolicą kraju i jednocześnie najprężniejszym ośrodkiem ekonomiczno-uniwersytecko-handlowo-itd. Birmy. Ja podskoczyłam z radości na widok azjatyckiego jedzenia, a oboje trochę z ulgą stwierdziliśmy, że odpoczniemy od szalonych Indii, gdzie na każdym kroku zaczepiały nas tuziny ludzi i ruszyliśmy w miasto celem przyjrzenia się życiu mieszkańców Mjanmy. I tak zabraliśmy się do eksplorowania miasta, jego świątyń, ulic i zakamarków.
Po niecałej dobie ze smutkiem stwierdziliśmy, ze Rangun nie jest miastem oszałamiającym. Jak w każdym dużym mieście Azji, pełno tu ulicznych sprzedawców, bazarków, stoisk z herbatą z zabawnymi, plastikowymi mini stoliczkami i mini krzesełkami oraz restauracyjek. Jak w każdym buddyjskim kraju znajdziecie tu także mnóstwo pagód i stiup, z których na szczególną uwagę zasługuje piękny, złocisty kompleks świątynny Shwedagon. Spędziliśmy w nim kilka dobrych godzin, podglądając modlących się mnichów i pielgrzymów i doczekując fenomenalnego zachodu słońca. Skorzystaliśmy także ze sposobu na szybkie i kompleksowe zwiedzenie miasta, rekomendowanego przez przewodniki. Była nim trwająca 3 godziny przejażdżka lokalnym substytutem metra, czyli okrążającą miasto w żółwim tempie kolejką, którą nawet ja, nie szczycąca się wybitną formą, dogoniłabym z łatwością na piechotę. Kolejka nie należy do porywających atrakcji, ale z tej upalnej przejażdżki, poprzedzonej spacerami po mieście, wyłonił nam się w miarę kompletny obraz Rangunu. W centrum widzieliśmy ludzi ubranych w podrabiane, zachodnie ciuchy, z fryzurami prosto z gali MTV Music Awards, słuchających zachodnich piosenek w birmańskim wydaniu językowym i zatopionych po uszy w swoich smartfonach, grach, internetach. Z drugiej strony, w tym samym mieście (tak, w mieście, a nie poza nim!), już z perspektywy kolejki, widzieliśmy pola uprawne, ludzi handlujących warzywami na stacjach kolejowych, chylące się ku ziemi chatki kryte liśćmi palmowymi i wieprzowe flaki sprzedawane tak po prostu na bazarowych straganach w ponad 30-stopniowym upale. W Rangunie wyjątkowo wyraźnie widać zderzenie zacofania i często ekstremalnej prostoty z rozpychającą się łokciami, ślepą fascynacją zachodnim stylem życia.
Mimo tego, ze Rangun nas nie oczarował, wyjechaliśmy z niego pełni nadziei na poznanie prawdziwego oblicza Birmy. W końcu stolice i największe miasta najczęściej nie odzwierciedlają całego kraju. Warszawa to nie Polska, tylko specyficzny jej wycinek. Paryżowi daleko do „prawdziwej” Francji, a i Londyn nie jest obrazem całego Zjednoczonego Królestwa.
Z Rangunu ruszyliśmy lokalnym busem (czyli tak jak lubimy najbardziej!) do Bago, skąd tego samego dnia przetransportowaliśmy się do Kinpunu, który stanowi bazę wypadową na Golden Rock, czyli na jedno z najważniejszych miejsc pielgrzymek religijnych mieszkańców Mjanmy. Samo miasteczko jest niewielkie, a jego centralną część stanowią jadłodajnie i sklepy – z pamiątkami, słodyczami i ciuchami, czyli z całym badziewiem świata, które może zechcieć kupić rozrzutny turysta. Ups, pielgrzym!
Z Bago naturalną koleją rzeczy ruszyliśmy obejrzeć osławioną Złotą Skałę. Jako, że nie mieliśmy ambicji ruszyć na dość trudny, ponad 4-godzinny trekking pod górkę, ani nie chcieliśmy czynić z naszych wysiłków ofiary na rzecz buddyzmu, którego w końcu nie wyznajemy, postanowiliśmy wykorzystać masowy środek transportu, czyli ciężarówki, ale takie do przewozu osób. Zostaliśmy załadowani na pakę niczym zwierzątka i ruszyliśmy z pozostałymi czterdziestoma współpasażerami krętą drogą do błyszczącego sanktuarium. Po pół godziny brawurowej jazdy wysiedliśmy na wielkim parkingu na szczycie góry, skąd alejką, na której znów sprzedawano wszystko co się da, dotarliśmy do kompleksu świątynnego. Na jego terenie mogliśmy już podziwiać Złotą Skałę z przyklejoną do niej pagodą. No i chyba fakt, że tak łatwo dostaliśmy się tam, gdzie przed laty ludzie wędrowali w pocie czoła sprawił, że po raz kolejny jeden z najbardziej charakterystycznych punktów krajobrazu Mjanmy nie skradł naszych serc. Bez wysiłku i poświęcenia czasem ciężko docenić cel, do którego docieramy… Całość wydała nam się bardzo odpustowa, a skała, ok, fajna, ale czy rewelacyjna? Według legendy opiera się ona grawitacji tylko dzięki 1 włosowi Buddy.
Po kolejnym lekkim zawodzie ruszyliśmy z powrotem do Bago, które okazało się zdecydowanie mniej turystyczne, a przez to bardziej autentyczne. Oczywiście do zobaczenia były głównie pagody i stiupy, z których najatrakcyjniejszymi pozycjami okazały się gigantyczny leżący Budda i pagoda z wielkim wężem, do którego pielgrzymują wierni. Było to całkiem przyjemne zwiedzanie, a dodatkowo nasz środek transportu w postaci lekko rozklekotanych rowerów uprzyjemniał nam wizytę w tym małym miasteczku. Świetnymi punktami naszego dwudniowego programu był lokalny, kolorowy i spory bazar, na którym mój żołądek parę razy wywinął kozła w reakcji na zapach świeżych i suszonych ryb i krewetek, oraz lokalne, małe i totalnie niepozorne knajpki, w których jedliśmy niezłe domowe dania w cenie 1000 kyatów, czyli ok. 3 złotych za „babciną”, czyli hojną porcję.
Cóż, początki bywają trudne, szczególnie jeśli spodziewasz się sylwestrowych fajerwerków, a dostajesz zimne ognie. Dziś już wiemy, że nasz mało entuzjastyczny odbiór Birmy był związany z wcześniejszym, miesięcznym pobytem w Indiach, gdzie wszystko było kolorowe i szalone, a nas dosłownie bombardowano wszelkimi bodźcami. Dlatego na początku Mjanma, mimo kolorowych owoców na ulicach i twarzy kobiet i dzieci pokrytych wzorami z tanaki, wydawała się nam nieco bezbarwna i nudnawa. Cóż, początki bywają trudne, a łamanie lodów zajęło nam chwilę, ale udało się. Ale o tym w następnych wpisach ;-) Czytajcie nas!
A teraz zapraszamy do galerii: Rangun oraz Golden Rock i Bago!