Uwielbiamy Azję! W trakcie naszej 17-miesięcznej podróży zwiedziliśmy jej południowo-wschodnią część i dość dobrze poznaliśmy każdy z krajów znajdujących się w tej części świata. Niesamowita kultura, świetna pogoda i przede wszystkim najlepsze jedzenie pod słońcem to tylko kilka powodów, dla których warto się tam wybrać na krótszą lub nieco dłuższą wyprawę. Tym, którzy się zdecydują Azja Południowo-Wschodnia z całą pewnością wynagrodzi wszelkie trudy przemieszczania się w tamtym rejonie. Jednakże, aby zacząć eksplorować region, najpierw trzeba zapoznać się z informacjami dotyczącymi podróżowania. Już na tym etapie nie ominie Was konieczność posiadania wiz, których potrzebujemy, aby móc w ogóle postawić nogę w danym kraju.
Z wizami do Azji Południowo-Wschodniej jest jak ze smakami, które czekają na nas na miejscu – nie da się opowiedzieć wszystkiego w jednym, krótkim poście! Jednak dlatego, że regularnie dostajemy od Was pytania “jak radziliście sobie z wizami?”, postaram się w miarę szczegółowo opisać tę właśnie kwestię. Zasady ubiegania się i przyznawania wiz do poszczególnych krajów różnią się między sobą. Mało tego! Mogą się także różnić w zależności od tego, czy przekraczamy granicę drogą powietrzną, lądową, czy też morską. Wychodzi z tego całkiem niezły galimatias, z którym nam na szczęście udało się poradzić całkiem nieźle.
Zasadniczo większość osób wybierających się na urlop do Azji, będzie zastanawiała się nad wizą jeszcze podczas pobytu w Polsce. Wszelkie formalności można załatwić na miejscu poprzez skorzystanie z usług wyspecjalizowanej agencji lub udając się bezpośrednio do konsulatu danego kraju (o ile takowy istnieje). Niektóre kraje zaczynają także przyznawać wizy elektronicznie, czyli przez Internet. Taki sposób jest zdecydowanie najwygodniejszy, lecz niestety, zanim będziemy mogli wyrobić e-wizę do każdego kraju w Azji, minie jeszcze trochę czasu…
Jeśli o nas chodzi, nie mieliśmy sztywnego planu podróży i w większości przypadków po prostu nie wiedzieliśmy, kiedy dokładnie odwiedzimy dany kraj. Dlatego też zaledwie 3 wizy (do Birmy, Wietnamu i Tajlandii) załatwialiśmy będąc w domu. Resztę potraktowaliśmy na zasadzie “jakoś to będzie” i po upewnieniu się, że nie potrzebujemy żadnych dodatkowych dokumentów, postanowiliśmy ubiegać się o przyznanie wizy na lądowych przejściach granicznych (z samolotów w Azji praktycznie nie korzystaliśmy). Jak to było po kolei i jakie przygody mieliśmy po drodze? Czy lepiej ubiegać się o wizę samodzielnie, czy może przez agencję? Przekonajcie się, jak wyglądała nasza wizowa historia podczas naszej blisko 9-miesięcznej azjatyckiej przygody.
Birma
Birma jest jednym z krajów, do którego wizę turystyczną można uzyskać przez internet. Na stronie internetowej wypełnia się wniosek, a następnie oczekuje się na dokument w formie PDF, który dociera na wskazany adres mailowy. Dokument należy wydrukować i okazać na jednym z sześciu przejść granicznych, które go honorują (my wkroczyliśmy do Birmy przez lotnisko w Rangunie). Obawialiśmy się trochę stresów związanych z odprawą paszportową (wiecie, kraj wojskowych, zapomniana, mało cywilizowana Birma…), a na miejscu miło się zaskoczyliśmy. Wszystko poszło bez najmniejszego problemu!
Wietnam
Z informacji uzyskanych w internecie nie wynika jasno, jak w 100% pewny sposób uzyskać wizę, która na pewno “zadziała”. Naczytaliśmy się wielu sprzecznych instrukcji na temat tego, jak przebiega proces przyznania wizy i jakie “przygody” mogą czekać na przyjezdnych na miejscu. Jako, że znaliśmy daty swojego pobytu w Wietnamie, a ceny były praktycznie identyczne (a nawet niższe) jak ścieżką “oficjalną”, skorzystaliśmy z usług agencji wizowej Aina.pl. Tutaj cały proces przebiegł jak po maśle. Po wypełnieniu prostego wniosku online i dołączeniu skanu paszportu, po 4 dniach bez najmniejszego problemu otrzymaliśmy promesę (przyrzeczenie) przyznania wizy na lotnisku na miejscu – bez tego dokumentu do Wietnamu ani rusz! Byliśmy trochę zdziwieni, że promesa ta to zwykłe “ksero” bez żadnej oficjalnej pieczątki czy podpisu, jednakże na miejscu nie było z tym żadnego problemu. Wizę otrzymaliśmy na lotnisku w Hanoi po uiszczeniu stosownej opłaty i mogliśmy zostać na miejscu do 30 dni, z czego zresztą (co do dnia) skorzystaliśmy.
Kambodża
Granicę Wietnamu i Kambodży przekroczyliśmy na skuterze, tym razem jako pasażerowie. Niestety, nasze doświadczenia z khmerskimi urzędnikami nie były miłe. Zarówno przy wjeździe, jak i przy wyjeździe drogą lądową z Kambodży, turyści obciążani są różnymi “opłatami dodatkowymi” czyli mówiąc wprost – łapówkami. Można protestować, prosić, upominać się – urzędnicy pozostaną niewzruszeni i co gorsza – najczęściej bezkarni. My, jako turyści, nie możemy zrobić praktycznie nic, a ewentualne przepychanki to ryzyko nie wpuszczenia do kraju. Nasza rada dla wszystkich, którzy wjeżdżają do Kambodży lądem: znajcie dokładną, oficjalną cenę wizy i nigdy, ale to przenigdy nie oddawajcie swojego paszportu kierowcy, przewodnikowi, czy sam Budda wie komu – uchronicie się tym samym przed jeszcze większą przebitką i napychaniem kieszeni kolejnemu pośrednikowi. Jeśli już będziecie zmuszeni zapłacić “pod stołem”, lepiej zrobić to raz, a nie kilka razy.
Laos
Niestety, podobnie jak z Kambodżą – z dużą dozą prawdopodobieństwa będziecie mieli do czynienia ze skorumpowanymi pogranicznikami. Granicę Kambodża – Laos przekraczaliśmy w Stung Treng i byliśmy świadkami niesamowitej historii z backpackerskim protestem, opisanym przez nas wcześniej, jeszcze pod wpływem świeżych emocji z tego zdarzenia. Z perspektywy czasu ta historia wydaje się jedynie ciekawostką, ale ilości straconego wówczas czasu i nerwów nikt nam nie zwróci. Oczywiście w tamtych okolicach każdy zachodni turysta jest z założenia traktowany jak chodzący bankomat pełen dolarów – z pewnością nie jednemu urzędnikowi zechce się spróbować te pieniądze jakoś “wypłacić”.
Tajlandia
Ten piękny i bardzo łatwy w przemieszczaniu się kraj to raj dla niejednego urlopowicza. Może dlatego, że przy pobycie do jednego miesiąca nie potrzebujemy wiz, Tajlandia to jeden z najbardziej popularnych kierunków turystycznych polskich turystów. Ale ale – nie jest tak różowo, jakby się mogło wydawać! Jeszcze rok temu, aby móc zostać w Tajlandii miesiąc, trzeba było wjechać do kraju drogą powietrzną. Tylko wtedy w paszportach przybijano pieczątkę z napisem “30 dni”. Niestety, przy wjeździe drogą lądową, na pieczątce widniało ich tylko 15! Absurd, z którym także i my niestety musieliśmy się zmierzyć. Dlatego też postaraliśmy się o wyrobienie odpowiedniej wizy… Pierwsze podejście zaliczyliśmy jeszcze w Warszawie, gdzie po uiszczeniu 120 złotych w naszych paszportach pojawiły się tajskie wizy ze… złymi datami! Na nic zdało się tłumaczenie, że do Tajlandii chcemy wjechać dopiero za kilka miesięcy i na te konkretne daty aplikowaliśmy w dokumentach. Z winy urzędnika otrzymaliśmy wizę działającą “od dziś na najbliższe 3 miesiące” i albo mogliśmy zmienić plany, albo wyrzucić wizy do kosza… Niestety byliśmy zmuszeni zrobić to drugie i o kolejną, miesięczną wizę staraliśmy w stolicy Laosu – Wientianie. Oczywiście musieliśmy zapłacić za wizę po raz kolejny. Tym razem – na szczęście – wiza była OK i mogliśmy zostać w Tajlandii dłużej, niż standardowe 2 tygodnie.
Filipiny
Kraj to którego w początkowym planie nie mieliśmy na liście miejsc do zobaczenia. Jednak gdy okazało się, że jesteśmy dość blisko, na Filipinach zbliżają się obchodzone hucznie święta Wielkanocne, a przy pobycie nie przekraczającym 21 dni pobyt na wyspach nie wymaga się wizy – dość szybko zmieniliśmy zdanie. Uwaga! Wjazd na terytorium Filipin jest bezproblemowy pod jednym warunkiem – musicie posiadać bilet powrotny. Okazuje się, że wymóg ten jest faktycznie egzekwowany jeszcze na lotnisku, z którego wylatujecie na Filipiny i bez gwarancji powrotu możecie nie zostać wpuszczeni na pokład samolotu.
Malezja, Indonezja, Singapur, Brunei Darussalam
Region ten to raj dla podróżujących Polaków. Przy wjeździe do tych krajów nie jest wymagana żadna wiza, a stempel w paszporcie upoważnia do pozostania na terenie każdego z nich od 30 (w przypadki Indonezji) do aż 90 dni (w Malezji, Singapurze i Brunei).
Powyższa grafika wskazuje kraje, do których krajów będziemy bezwzględnie musieli wyrobić wizę
Jak sami widzicie – wizy w Azji Płd.-Wsch. to temat dość rozległy i jak zaznaczyłem już na wstępie, każdy przypadek powinien być indywidualnie rozpatrywany. To, czy potrzebujesz wizy oraz to, na jakich zasadach zostanie Ci ona przyznana, zależy od naprawdę sporej ilości czynników. Chyba najważniejszym z nich jest styl podróżowania i to, czy wyjeżdżasz tylko na 2-3 tygodniowy urlop, czy na kilkumiesięczną eskapadę po całym regionie. Nasz przypadek to ta druga opcja: przygotowania wszystkich dokumentów i próba wyrobienia wizy przed wyjazdem z Polski byłaby co najmniej karkołomna. Dobitnie przekonaliśmy się o tym próbując załatwić sobie wizę do Tajlandii z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, kiedy to po uiszczeniu stosownej opłaty (za wizy dla 2 osób) mogliśmy ją następnie wyrzucić na śmietnik….
Inaczej jest w przypadku pozostałej, większej części osób podróżujących na krócej. Urlop w Azji to świetny pomysł i załatwienie wszystkich formalności jeszcze przed wyjazdem w większości przypadków nie będzie żadnym problemem. Do wyboru mamy tak naprawdę 3 ścieżki. Każda z opcji ma swoje plusy i minusy:
1. Wyrobienie e-wizy przez Internet
plusy:
- brak konieczności wychodzenia z domu
- załatwienie wszelkich formalności bez dodatkowych prowizji i opłat
minusy:
- e-wizy są dostępne tylko do niektórych krajów (np. do Birmy)
- systemy wizowe są mało intuicyjne, łatwo o pomyłkę
- wnioski składa się zazwyczaj w języku angielskim
2. Udanie się do polskiego konsulatu danego kraju (o ile takowy istnieje)
plusy:
- załatwienie wszelkich formalności bez dodatkowych prowizji i opłat
minusy:
- konieczność udania się do konsulatu (często do innego miasta, lub nawet kraju!)
- dodatkowe koszty transportu do i z konsulatu
3. Skorzystanie z usług agencji wizowej, na przykład polecanej przez nas Aina.pl
plusy:
- brak konieczności wychodzenia z domu
- cały proces jest kompletnie zautomatyzowany
- pewność działania systemu i braku niespodzianek na miejscu
minusy:
- dodatkowe opłaty i prowizje (różne w zależności od kraju)
Z której opcji skorzystać? Wybór należy tylko do Was! Najpewniejsze i najłatwiejsze będzie załatwienie wizy przez wyspecjalizowaną agencję, która ogarnia temat szybko, profesjonalnie, zna często zmieniające się przepisy i zawiłości procedur. Najmniej wygodna i najbardziej czasochłonna będzie wizyta w konsulacie i załatwianie wszystkiego samemu. Dotyczy to szczególnie przypadku, w którym konsulat znajduje się w innym mieście lub kraju – nawet wtedy po wizy trzeba udać się osobiście. Również złożenie wniosku to konieczność pojawienia się na miejscu, a więc: koszty transportu, urlop w pracy, dostosowanie swojej wizyty do godzin pracy konsulatu i nerwy związane z często długimi kolejkami na miejscu. W przypadku samodzielnego załatwiania wizy przez internet, może się okazać, że źle wypełniliśmy formularz lub popełniliśmy jakiś błąd. Z kolei zdobywanie wizy na przejściach granicznych (szczególnie lądowych), może się wiązać z próbami wymuszeń łapówek, stresem i stratą czasu. Ale! Jakby nie było, koniec końców wylądujecie w którymś z azjatyckich krajów i będziecie korzystać ze wszystkiego, co mają one do zaoferowania, a jest tego bardz,o bardzo wiele!
Ten tekst powstał jako wynik owocnej współpracy z agencją wizową Aina, z której usług korzystaliśmy jako klienci i możemy z czystym sumieniem polecić każdemu z Was.