Kiedy planowaliśmy nasz wyjazd, oczywistym etapem podróży była dla nas Moskwa. Pewnie, że łatwiej byłoby nam dotrzeć do Indii bezpośrednio z Warszawy, no może z małą przesiadką gdzieś tam, ale do Rosji, a właściwie do Moskwy chcieliśmy przyjechać do przyjaciół Tomka, którzy przebywają tu już kilka lat. O Moskwie i pobycie u Moniki i Michała napiszemy na pewno niedługo, a teraz skupimy się na Petersburgu. Stwierdziliśmy, że skoro i tak będziemy wyrabiać wizę do Rosji i jechać do stolicy kraju, szkoda byłoby opuścić Sankt Petersburg. Zdecydowaliśmy, że jedziemy i nie uwierzycie jak tania była to podróż. Łączony bilet lotniczy Air Baltic na trasie Warszawa- Ryga- Tallin kosztował nas ok 300 złotych za osobę, a przejazd z Tallina do Petersburga komfortowym autobusem z Wi-Fi…12 złotych za osobę! Tak, sieć Simple Express ma super promocje i bilety można dorwać za grosze. Polecamy!
Podróż z Tallina minęła nam bardzo szybko i zanim się obejrzeliśmy już byliśmy na dworcu w Petersburgu. Oczywiście wcześniej słyszeliśmy, że to miasto stanowi dla Rosji okno na Europę i że jest kosmopolityczną metropolią, ale spodziewałam się tam jednak sporej dawki rosyjskiej siermiężności. Cóż za cudowne zaskoczenie! Po wyjściu z autobusu okazało się, że podróżowanie po mieście jest proste i przyjemne. Właściwie podczas całego naszego pobytu korzystaliśmy wyłącznie z metra, którego stacje są bardzo urokliwe, ale też czytelnie oznaczone (napisy nie tylko w cyrylicy). Samo metro to też ciekawostka turystyczna – jest ono najgłębiej położonym metrem na świecie, a wszystko z powodu miękkiej, bagnistej struktury podłoża, przez którą trzeba się przekopać, aby budować tunele.
Do Petersburga dotarliśmy w niedzielę ok. 22 i kiedy szliśmy do naszego hostelu, na ulicach spotykaliśmy tłumy odświętnie ubranych Rosjan, ewidentnie wracających z teatru/ opery/ koncertów. Cudowny i krzepiący widok!
Przed wyjazdem zarezerwowaliśmy cztery noclegi w hostelu Apple Italy, w bezpośrednim sąsiedztwie Newskiego Prospektu (głównej ulicy Petersburga, odpowiednika paryskich Pól Elizejskich) i dwa noclegi w położonym nieopodal hostelu zlokalizowanym w budynku Wielkiego Teatru Lalek. O naszych hostelowych doświadczeniach przeczytacie niebawem.
Dobra, a teraz do rzeczy :-)
Sam Petersburg to miasto pełne cudów. Przyjaźni, uśmiechnięci ludzie, piękna architektura, wszechobecna sztuka, fascynująca historia obfitująca w innowacje i wizjonerskie przedsięwzięcia, ale też w walki, głód, rozlaną krew i zamachy.
W Petersburgu spędziliśmy 5 wspaniałych dni, podczas których przeszliśmy ponad 100 km z mapą w dłoni. Było warto przecierpieć wchodzące w tyłek nogi i mroźny wiatr znad Newy, zdecydowanie. Mimo przenikliwego zimna udało nam się zaliczyć free walking tour po głównych atrakcjach zabytkowej części miasta, zwiedzić Twierdzę Petropawłowską, pospacerować po rosyjskim bazarze oferującym różności i zwiedzić podmiejską letnią rezydencję w Peterhofie. Na naszej liście znalazły się również słynne petersburskie cerkwie, w tym m.in. Sobór Smolny (na tle tęczy!) i Cerkiew na Krwi, z pięknymi kolorowymi kopułami i mozaikami. Nie odpuściliśmy również słynnego Ermitażu, który jakimś cudem zwiedziliśmy aż w 3/4 oraz muzeum Fabergé, znanego głównie z kolekcji zdobionych klejnotami carskich jaj wielkanocnych. Do atrakcji, które odpuściliśmy z braku czasu i sił należą podmiejskie Carskie Sioło oraz nocne podnoszenie mostów na Newie. Jeśli chodzi o to ostatnie, jest to fenomen sam w sobie. Newę przecina kilka mostów, które począwszy od jakiejś 1 w nocy podnoszą się kolejno, aby przepuścić co większe statki. W praktyce dla mieszkańców oznacza to tyle, że między 1 a 5 nad ranem nie mogą przedostać się z jednej części miasta do drugiej. Jeśli ktoś więc w sobotnią noc zasiedzi się w klubie, musi czekać świtu, aby wrócić do części miasta położonej po drugiej stronie rzeki. Bo metro w końcu też musi kiedyś kończyć swój dyżur :-)
Petersburg to kolorowa mieszanka rosyjskości (kolorowe, cebulaste kopuły cerkwi z mistycznymi wnętrzami, bazary i pielmieni sprzedawane przez babuszki w małych budkach, matrioszki i czapy z futer) oraz zachodniego splendoru. Mówię tu głównie o architekturze. W Petersburgu można poczuć się jak w Paryżu, Amsterdamie i Wenecji na raz. Newski Prospekt i jego majestatyczne kamienice nawiązują do paryskiego stylu, a kanały były inspirowane Amsterdamem, choć Petersburg jest nazywany Wenecją Północy. W mieście kwitnie też kultura, wybór spektakli teatralnych, operowych i baletowych jest tu oszałamiający! Zachód pełną gębą, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Nie ma wstydu, Rosjo, wręcz przeciwnie!
Streszczając nasz pobyt w dwóch słowach: było super. Na pewno kiedyś wrócimy do Petersburga, najchętniej na czerwcowe białe noce, jak już będzie trochę cieplej, choć miasto ponoć zawsze jest wietrzne. Ceny wejściówek do zabytków i atrakcji nie są odstraszające, a wręcz atrakcyjne. Wejście do Ermitażu kosztuje 600 rubli czyli ok. 36 złotych. Jeśli chodzi o koszty życia, to jeśli zdecydujecie się na hostel zamiast hotelu i posiłki w barach, a nie w restauracjach, Wasz portfel nie zawyje z głodu. Inaczej możecie się przekonać, że w Petersburgu Europa (i to Zachodnia!) obecna jest również na paragonach :-)
Jedyny problem dla turystów to brak oznaczeń w alfabecie łacińskim. No i w muzeach nie spodziewajcie się raczej, że przeczytacie opisy do eksponatów po angielsku. Zdecydowanie łatwiej będzie turystom ze znajomością rosyjskiego, ale z drugiej strony możecie się przecież zaopatrzyć w książkowy przewodnik po polsku :-)
Podsumowując raz jeszcze: jeśli lubicie architekturę, sztukę, chcecie poznać rosyjską kulturę i historię, koniecznie jeździe do Sankt Petersburga. To magiczne miasto, które ma wiele do zaoferowania miłośnikom długich spacerów i piękna w czystej postaci :-)
Nasze fotki możecie obejrzeć w galerii.