Kiedy byliśmy w Laosie, nasza koleżanka, która jakiś czas temu odbyła podobną do naszej podróż, spytała nas na jak tam się nam podróżuje i czy słychać jak trawa rośnie. Cóż, przez 3,5 tygodnia w tym kraju nie nudziliśmy się ani chwili, ale rzeczywiście Laos należy do najbardziej wyluzowanych miejsc, w jakich gościliśmy. Oprócz cudownego i uspokajającego wpływu dziewiczej natury, ogromną rolę w percepcji tego kraju ma lao-lao, czyli, jak zapewnił nas jeden z naszych przewodników, specyficzna postawa Laotańczyków. Nie należy jej mylić z laò-laò, czyli miejscową wódką ryżową, choć czasem mieliśmy wrażenie, że te podobne do siebie słowa magicznie łączą się w gładką całość ;-)
Wiem, wszystko brzmi dość enigmatycznie… Powiedziałabym, że lao-lao to styl mistrza chill outu, styl życia i bycia, specyficzny rytm, który obowiązuje w całym Laosie i podlegają mu wszystkie dziedziny życia. Nie wytłumaczę Wam tego inaczej niż na przykładach z życia wziętych.
Lao-lao jest wtedy, kiedy:
- Zamawiasz posiłek w lokalnej knajpie i po półtorej godziny go dostajesz. Co z tego, że chciałeś jedną porcję owoców morza z warzywami bez ryżu? Dostajesz dwie porcje z ryżem oczywiście, a kiedy zwracasz uwagę, że zamawiałeś jedno danie, kelnerki ze śmiechem odchodzą z niepotrzebną porcją po to, by zjeść ja na spółkę, chichrając się cicho.
- Wsiadasz do autobusu, który ma Cię zawieźć do miasta oddalonego o 380 km. Podróż planowo ma trwać długich 8 godzin. Już po 20 minutach kierowca postanawia zrobić sobie przerwę na wczesny obiad. Później regularnie zatrzymujecie się na siku, papierosa, pogaduchy, szybką wizytę na bazarku i kolejny posiłek. Podróż trwa 11 godzin. Ale nikt (oprócz Ciebie) się tym nie przejmuje, bo nikt nie nosi tu zegarka…
- Idziesz do publicznej toalety, która standardowo kosztuje 2000 kipów (1 PLN). Masz tylko 10000 kipów, a pani nie chce się szukać reszty, więc wpuszcza Cię za darmo.
- Z samego rana udajesz się do największej jaskini Laosu – Konglor. Znalazłeś się w szczęśliwym gronie pierwszych odwiedzających tego dnia. Oczywiście w kasie nikt nie pomyślał o tym, żeby zostawić drobne z poprzedniego dnia do wydania reszty. Jeśli chcesz zacząć zwiedzanie od razu, sam musisz sobie zorganizować drobniejsze nominały do zapłaty.
- Znalazłeś fajny pensjonat, w którym chciałbyś zatrzymać się na noc. Oglądasz pokój, okazuje się super, rezerwujesz. Pytasz czy masz przedstawić paszport. Później, odpowiadają. Może zapłacę? Eee, jutro. W sumie mógłbyś okazać się draniem i wykorzystać sytuację, ale tuż po śniadaniu, oczywiście także zjedzonym „na kreskę”, szukasz przez 10 minut obsługi i grzecznie przypominasz, że w sumie to chciałbyś uregulować zapłatę. Łaskawie przyjmują ;-)
- Wypożyczasz skuter, pytasz gdzie jest stacja benzynowa, spodziewając się, że jak zwykle bak jest na maksa suchy. Szykujesz się na zalanie rumaka, który krzyczy, że jest full. Zakładasz, że wskaźnik nie działa. Cóż, chińskie badziewie tak ma. Podjeżdżasz na stację i dopiero tam okazuje się, że w wypożyczalni nikomu nie chciało się spuścić paliwa, masz więc dzień na skuterze z pełnym bakiem gratis.
- Oddajesz skuter. W drodze miałeś małą przygodę, podczas której obtarłeś karoserię i stłukłeś lusterko. U przydrożnego mechanika wymieniasz lusterko na nowe, niefabryczne, sporo większe niż to, które się uchowało. Nikt oczywiście nie zwraca na to uwagi. Ciekawe czy gdybyś spróbował oddać rower zamiast motoroweru ktoś obczaiłby zamianę? ;-)
- Nawet psy mają wszystko głęboko. Są tak ufne i pełne wiary, że nic im nie grozi, że regularnie śpią na środku drogi i nie reagują już na świst przejeżdżających koło ich uszu samochodów i motorków.
Mam nadzieję, że choć trochę udało mi się wytłumaczyć w jakim rytmie płynie życie w Laosie. Czasem lao-lao wkurzało nas na maksa, czasem śmieszyło, a często wręcz imponowało. Tak sobie myślę, że my, zabiegani Europejczycy karnie stawiający się na spotkania, walczący z czasem i robiący tysiąc rzeczy na raz, mamy się czego uczyć od Laotańczyków. Fajnie jest mieć na wszystko czas, robić rzeczy na spokojnie i z dystansem podchodzić do rzeczywistości. Fajnie jest żyć w rytmie wschodzącego i zachodzącego słońca, a nie tykającego w głowie jak bomba zegarka. Fajnie jest żyć w przeświadczeniu, że ludzie są z natury dobrzy i nie wszyscy chcą Cię oszukać. I tak sobie myślę, że fajnie byłoby wprowadzić odrobinę lao-lao do swojego życia. Oczywiście z zachowaniem odpowiednich proporcji ;-)