Kuchnia Laosu z pewnością nie należy do najbardziej znanych na świecie. W końcu sam kraj, mimo, że cieszy się coraz większym uznaniem turystów, wciąż nie jest najpopularniejszym wakacyjnym kierunkiem. Może właśnie dlatego, że kuchnia laotańska jest wciąż mało znana, warto powiedzieć o niej dwa słowa? Należy zaznaczyć, że sztuka kulinarna w tym kraju hołduje podobnym zasadom, co każda inna kuchnia Azji Południowo-Wschodniej. Króluje tu ryż z dodatkami oraz jego pochodne, a szczególnie makaron w wielu postaciach. W zależności od tego, w której części kraju się znajdziecie, możecie spodziewać się wspólnego mianownika z kuchnią wietnamską, tajską, czy khmerską. To, czym kuchnia laotańska zaskarbiła sobie naszą sympatię, jest zdecydowanie bogactwo używanych świeżych ziół i wyrazisty smak, który potrawy zawdzięczają użyciu m.in. limonki, chilli i imbiru.
Kilka przykładowych, według mnie ciekawych pozycji, znajdziecie poniżej.
Sticky rice, czyli kleisty ryż
Ryż, ryż, ciągle ryż! Nuda? Sticky rice to zdecydowanie najpopularniejszy i wręcz nieodzowny dodatek do każdego dania. Tym, którzy byli np. w Tajlandii kojarzyć się on będzie z z pysznym deserem (tam podaje się go zazwyczaj po ugotowaniu w mleczku kokosowym z dodatkiem świeżego mango, mniam!) W całym Laosie (ale także północnej Tajlandii) ryż kleisty serwowany jest jako akompaniament do dań głównych, a właściwie jako główna ich część. Ryż kleisty jest zupełnie inna odmianą niż sypki, np. jaśminowy ryż i inaczej się go przygotowuje. Sticky rice je się palcami, a podaje się go do sałatek, m.in. z zielonej papai, ryb, mięs, a czasem samodzielnie. Kleisty ryż zawsze podawany jest w tradycyjnym koszyczku. Pycha i nie do przegapienia!
Sticky rice w tradycyjnym pojemniku gościł na naszym stole praktycznie codziennie
Larb, lap, laap
Te trzy regionalne nazwy określają dokładnie to samo danie. Chodzi tu o rodzaj sałatki, w której pierwsze skrzypce gra mielone mięso, zazwyczaj kurczak lub wieprzowina, choć spotyka się też wersje z rybą i owocami morza. Proteinki mogą być serwowane na surowo lub po uprzedniej obróbce termicznej. Sznytu mięsu nadaje kompozycja przypraw w postaci świeżych ziół, chilli, soku z limonki i sosu rybnego. Całość jest bardzo aromatyczna i pikantna, a jej ostry smak złagodzić można fundując sobie kęs kleistego ryżu. Fajny przepis na larb znajdziecie na blogu Pojechanej.
Pikantny larb to ciekawa propozycja dla mięsożerców, na której przygotowanie można pokusić się także w Polsce
Laotańska kiełbasa
Jeśli będąc w Laosie stęsknicie się mocno za polskimi przysmakami, zawsze możecie sięgnąć po kiełbasę. Oczywiście baza pozostaje ta sama – jest nią mielona wieprzowina, ale jest jedna zasadnicza różnica – przyprawy. Otóż laotańskie kiełbaski mają słodko-ostry smak, co zawdzięczają lokalnym przyprawom – mieszance trawy cytrynowej, szalotki, cukru trzcinowego, galangi i sosu rybnego . Kiełbaski są popularną przekąską w ciągu dnia, ale my zajadaliśmy się nimi na śniadanie.
Serdelki na surowo, do kupienia na każdym bazarku w Laosie
Kuchnia północy
Tu niestety nie podamy konkretnych nazw potraw, których próbowaliśmy, ale zapewniamy Was, że spróbowanie typowej północno-laotańskiej kuchni to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju! Na pierwszy rzut oka dania przygotowywane przez kobiety w wioskach czy serwowane na bazarkach nie wyglądają specjalnie apetycznie, ale uwierzcie – w smaku są obłędne. Do ich przygotowania wykorzystuje się łatwo dostępne składniki, takie jak pędy rattanu czy bambusa. Z nich powstają smakowite i często piekielnie ostre sałatki i zupy. Oczywiście zajada się je jako dodatek do mięs czy ryb oraz… kleistego ryżu!
Sałatki z rattanu i bambusa były smacznym i pożywnym dodatkiem do mięsa i ryżu (oczywiście kleistego) podczas trekkingów w dżungli północnego Laosu
Inne smakołyki…
Będąc w Laosie przekonaliśmy się, że jego mieszkańcy jedzą dosłownie wszystko. Oczywiście królują popularny kurczak, wieprzowina i ryby, ale na rynkach spotkać można także żaby, chrupiące owady, piękne ptaki wodne, a także… wiewiórki i nietoperze. Ostatnie, małe ssaki, stanowią dla Laotańczyków prawdziwy rarytas. Dla nas widok puszystej „Baśki” wywieszonej na straganie był nieco drastyczny. Udało mi się natomiast skosztować grillowanego nietoperza. Do jego spróbowania zostałam zaproszona przez miłych panów, którzy w plenerze urządzili sobie przerwę obiadową i akurat opiekali biednego gacka (albo kilka). Jeśli chodzi o walory smakowe to cóż… Ot, taki bardziej kościsty kurczak, ale samo doświadczenie na długo pozostanie w mojej pamięci.
Barbeque z nietoperzem w roli głównej nie prezentuje się szczególnie imponująco
Mówiąc o jedzeniu trudno zapomnieć o popitkach. Najbardziej przypadło nam do gustu ryżowe piwo – BeerLao. Występuje ono w dwóch wydaniach – klasycznym i ciemnym. My upodobaliśmy sobie to pierwsze. BeerLao jest niezwykle orzeźwiające, a fakt, że powstaje z ryżu, a nie z chmielu, jęczmienia czy pszenicy, jest tu bardzo istotny. Smakuje wyjątkowo i po prostu jest pyszne! Dla nas to jedno z najlepszym piw, jakich mieliśmy okazję spróbować. Kolejny popularny trunek w Laosie to lao-lao, czyli ryżowa wódka. Jest ona wyjątkowo tania, bo buteleczkę 0,3 l można kupić już za 7000 kipów (ok. 3,2.zł) . Na jej bazie często przygotowuje się koktajle, np. lao-mojito (mniam!). Uwaga na zdradziecką moc ryżówki! ;-)
BeerLao często pojawiało się na naszym stole na koniec upalnego dnia.
Z napojów bez procentów na uwagę zasługuje laotańska kawa. Może nie jest to najlepsza kawa świata, ale to, że można wypić filiżankę czarnego napoju „prosto z krzaka” na jednej z plantacji (np. na płaskowyżu Bolaven), podkręca zdecydowanie atrakcyjność jej konsumpcji ;-) Małe eko-plantacje zwykle mają też fajny klimat, warto więc spędzić tam trochę czasu, tak po prostu. Jeśli będziecie mieli szczęście, możecie dowiedzieć się od farmera jak dokładnie wygląda cały proces doprowadzania magicznych ziaren do postaci smoliście czarnego płynu :-)
O, właśnie z tego krzaka piłam kawę! ;-)
Oczywiście nie wyczerpałam tu całego repertuaru z laotańskiego menu, pominęłam chociażby popularną w Laosie sałatkę z zielonej papai, zupę z noodlami przygotowywaną na tysiąc sposobów, czy pozostałość po francuskich kolonizatorach w postaci chrupiących bagietek w lokalnej interpretacji. Żeby przekonać się o bogactwie laotańskiej kuchni, najlepiej wybrać się do Laosu. Tam, tak jak w każdym kraju Azji Południowo-Wschodniej zjeść można wszędzie – w restauracji, przydrożnej knajpce i na ryneczku. Ogromna ilość stoisk z jedzeniem oznacza nieskończone interpretacje, miksy, przepisy. Nic, tylko jechać i się zajadać!