Koniec starego i początek nowego roku są świetną okazją do tego, żeby podsumować mijające 12 miesięcy i snuć marzenia na kolejne. Ten podróżniczy rok pozmieniał sporo rzeczy w naszych głowach, przewartościował wiele tematów, dał nam czas do namysłu i dystansu… Jako, że marzeń mamy całą głowę i moglibyśmy spędzić pięć dni na wyliczaniu jacy chcielibyśmy być, gdzie pojechać i co robić, postanowiłam stworzyć alternatywną listę. Będzie o tym, czego nie chcemy robić, doświadczać, czuć w 2017!
A więc lista NIE, na 2017:
1. Nie marnuję czasu!
Wywalam niepotrzebne newsy, politykę, scenariusze rodem z brazylijskich telenoweli z życia bliższych i dalszych znajomych, chrzanię ploteczki, pierdzielę info o promocjach w lidlu… Żyję własnym życiem, jedynym, które mam, skupiając się na ulepszaniu tego co tu i teraz, u mnie, a nie biadoleniu, rozpamiętywaniu, bezsensownej analizie! W podróży liczy się tu i teraz – to właśnie przez ostatnie miesiące każdego dnia żyliśmy tak, jakby ten dzień miał być ostatnim w naszym życiu, wyciskaliśmy ile się dało! Więc w 2017 zamiast wiadomości wino z przyjaciółkami, zamiast ploteczek – ćwiczenia, zamiast polityki – książki i muzyka! Przyjemności, spotkania, życie pełnią życia!:)
2. Nie dla szkodliwych więzi!
Fałszywa koleżanka, obgadujący sąsiedzi, interesowni znajomi, dawne relacje, które od lat nie przynoszą pozytywnych emocji, zobowiązania bez sensu… Znajomości z negatywnym przekazem usuwam jednym cięciem! Czasem ciężko zorientować się, kto jest trującym bluszczem w Twoim ogrodzie, ale po długim czasie z dala od znajomych łatwiej jest ocenić z kim chcę być blisko, a z kim nie chcę i nie mogę. Będę więc ciąć, aż miło! ;-) Kwiatki zostawiam, na szczęście wciąż ich pełno w moim otoczeniu!
3. Nie dla zbędnych rzeczy!
Już przed podróżą pisałam, że zdałam sobie sprawę, że w domu mniej znaczy więcej. I z każdym dniem, tygodniem, miesiącem, uświadamiałam sobie, że to, co podpowiadała mi intuicja jest właściwe. Tyle miesięcy z plecakiem, minimalną ilością ciuchów, kosmetyków i gadżetów uświadomiło mi, że nie potrzebuję wiele, żeby żyć szczęśliwie. Po powrocie planuję więc pozbyć się większości gratów – nienoszonych/ noszonych/ za dużych/ za małych/ nieodpowiadających mi ciuchów, nowych/ za wysokich/ za niskich/ niewygodnych butów, nieprzeczytanych lub nieinteresujących mnie książek i fajnych, ale pozostawionych w szufladzie samotnych gadżetów, które mogą uszczęśliwić innych. Sprzedam, oddam, zlicytuję! Mam dość przekładania ich z miejsca na miejsce, one pewnie też! Będzie mniej, ale lepiej, przestrzenniej!
4. Nie, czyli asertywność!
Wychowana w tradycyjnej (z poddańczą dziewczynką w tle), a później korporacyjnej PR szkole, zawsze działałam tak, żeby wszystkim zrobić dobrze. Ja, moje, widzimisię, mój czas? Skądże! Zawsze priorytetem byli inni – starsi, „ważniejsi”, „mądrzejsi”… Zawsze na pierwszym miejscu była praca, obowiązki, dobre wychowanie, potrzeby innych, którzy często czyhali na moją łatwowierność/ naiwność/ dobrotliwość… A gdzie zdrowy egoizm? Schował się na wiele lat w ciemnej de i czekał na uwolnienie! Od 2017 mam zamiar układać sprawy wedle mojego priorytetu ważności. Subiektywną opinię na temat mojego życia, powszechnie obowiązujące zwyczaje i społeczne konwenanse mam zamiar puszczać mimochodem. Czy w moim życiu jest ktoś ważniejszy ode mnie? Nie sądzę! Polecam Wam zmieniać optykę na moją, czyli Waszą :)
5. Nie, czyli olewam koncerny!
Może zabrzmi to antyglobalistycznie i punkowo, ale mam zamiar powiedzieć dość monopolowi koncernów spożywczych karmiących nas świństwami, ustrojowi korporacji czyhających na naszą nierozważność, zawiłościom rządów władców much… Włączam myślenie, kupuję lokalnie, wspieram mini-biznesy, odmawiam bezmyślnemu płaceniu bankom za nicnierobienie, na którym one zarabiają, a ja tylko tracę. Nie oznacza to, że będę żyła w jakiejś jaskini, ale mam w planie jak najbardziej przyczynić się do wzrostu lokalnego kapitału (gdziekolwiek będę) i olewać tych, co olewają nas. Mało tego, ten mini szatański plan ma na celu uwolnienie mojego ciała i umysłu od zbrodniczych praktyk firm spożywczych (i nie tylko!), faszerujących dostępne powszechnie produkty chemikaliami, szalonymi ilościami cukru, sodu i tłuszczów (czytaj chociażby tę książkę) co, mam nadzieję, przełoży się na zdrowsze, szczęśliwsze i dłuższe życie!
Ostatnie miesiące były dla nas bardzo ciekawą szkołą życia. Te pokrótce spisane refleksje i anty-postanowienia nie są owocem wewnętrznej rewolucji, a właściwie powolnej ewolucji. Mam nadzieję, że ten bardzo syntetyczny wpis pomoże Wam nabrać oddechu i w wolnej chwili przypatrzeć się rzeczom, których odrzucenie w nowym roku może przynieść ulgę! Na pewno znajdzie się ich jeszcze więcej!
A jakie Wy macie anty-plany na Nowy Rok? Szczęśliwości!
Obrazek na górze wpisu pochodzi stąd.