Hotele na godziny – idealne miejsce na nocleg, prawda? Nazwa na pierwszy rzut oka nie sugeruje nic złego, jednak kiedy zastanowisz się chwilę – przychodzi refleksja. Czym różni się zwykły hotel od tego wynajmowanego na godziny. I dlaczego można go wynająć dosłownie tylko na godzinę? A no właśnie…
Podczas naszych podróży niezbyt często rezerwowaliśmy noclegi z wyprzedzeniem. Szczerze mówiąc, to nie robiliśmy tego praktycznie w ogóle. Z reguły szukaliśmy miejsca do spędzenia nocy już na miejscu, chodząc od drzwi do drzwi i pytając o możliwość przespania się w danym hotelu czy gospodzie. Zawsze odbywało się to bez najmniejszego problemu. Znajdowaliśmy w ten sposób tanie i przyzwoite miejscówki, często z przemiłymi i gościnnymi właścicielami. Niestety, gdyby tak było zawsze, to nie warto byłoby o tym nawet pisać. Trzykrotnie przez przypadek trafiliśmy do tzw. “hoteli miłości”, wynajmowanych parom na godziny w „wiadomym celu”. W sumie dlaczego w ogóle tam trafialiśmy? Ano dlatego, że nikt na takim hotelu nie wypisuje wielkimi literami, że to miejsce przeznaczone dla przelotnych kochanków – prawda wychodzi na jaw zazwyczaj po jakimś czasie. W tym wpisie nie będzie więc pięknych zdjęć i powalających widoków, będą za to hotelowe historie z pieprzykiem :)
Pierwszy raz stało się to na Filipinach. Zmęczeni całodzienną podróżą z północy Luzonu około 21:00 dotarliśmy do Manili i stwierdziliśmy, że dalsza podróż tego samego dnia nie ma już sensu. Znalezienie hostelu w tak olbrzymim mieście na początku przyprawiało nas o gęsią skórkę, gdyż najzwyczajniej w świecie mogło to być bardzo, ale to bardzo trudne. Jakaż była nasza radość, gdy całkiem niedaleko przystanku autobusowego znaleźliśmy kilka hoteli, w których nawet nietypowy wystrój i cennik uzależniony od ilości spędzonego czasu nie wzbudził naszych podejrzeń. Z radością zapłaciliśmy za 12 godzin i udaliśmy się na piętro. Czysty, ładny pokój z klimatyzacją był naprawdę ok, aczkolwiek lustro weneckie wychodzące na łazienkę i poprzyklejane wszędzie kartki z napisami stylu “nie opierać się o umywalkę”, były trochę dziwne. Nie inaczej było z listą kanałów telewizyjnych, gdzie obok MTV, CNN i filipińskiej TV, znalazło się też miejsce na “Asian hardcore” i inne tego typu wynalazki.
Przyczepiona do telewizora kartka ze spisem dostępnych kanałów w hotelu w Manili
Nasz drugi pobyt w tego typu miejscu zaliczyliśmy w Popayan na południu Kolumbii. Niedrogi, ale także położony zaledwie rzut beretem od starej części miasta Hotel Torreon wydawał się na pierwszy rzut oka idealny, aby spędzić w nim dwie lub trzy noce. Miła i uprzejma recepcjonistka obsłużyła nas nienagannie mimo tego, iż stanowisko jej pracy znajdowało się w garażu na parterze, a biurko oddzielone było od reszty pomieszczenia olbrzymią kratą. I tak naprawdę nie byłoby w tym miejscu nic złego, gdyby nie odgłosy dobiegające kilka razy dziennie z pokojów obok. Może to przypadek (widzieliśmy też “normalnych” gości), a może i nie, ale ochy i achy dochodzące z sąsiednich pokoi nie pozwalały normalnie zasnąć, odpocząć, ani nawet myśleć! :) Nie mamy pojęcia czy praktyki, które miały tam miejsce odbywały się tam na porządku dziennym, czy też nie.
Hotel Torreon w kolumbijskim Popayan (fot. booking.com)
Nasza trzecia i szczęśliwie ostatnia przygoda z nietypowym hotelem w roli głównej była chyba najgorsza. W stolicy Peru – Limie – trafiliśmy do bardzo obskurnego, brudnego i położonego w niezbyt fajnej okolicy hotelu El Conquistador. Tym razem mieliśmy już rezerwację, której nie mogliśmy ot tak sobie anulować. Znudzony właściciel zaprowadził nas do sąsiedniego, bardzo podobnego “hotelu”, który według niego z jakichś względów był dla nas bardziej odpowiedni. Na miejscu czekało na nas kilka niespodzianek… Wybite okno, drzwi zamykane kratą jak w więzieniu, połamana umywalka i nie sprzątana chyba nigdy toaleta. Kiedy zmęczeni padliśmy na okrągłe (!) łóżko i popatrzyliśmy na olbrzymie, zawieszone na suficie lustro, wszystko było już jasne. Hotel miłości klasy “B” lub nawet “C”. Po krótkiej nocy spędzonej w tym przybytku ruszyliśmy a miasto, aby poszukać bardziej odpowiedniego miejsca dla nas. Reszta pobytu odbyła się już w dużo milszej i przyjemniejszej atmosferze. Niezbyt miłe wspomnienia, ale na pewno ciekawe opowieści i wspomnienia z pobytu w Limie :)
W brudnym pokoju, nad pięknym (ekhm… ), okrągłym łożem, znajdowało się przyczepione do sufitu olbrzymie, ubrudzone lustro
Jak widzicie w trakcie tak długiej podróży standard wybieranych przez nas hoteli był raczej średnio-niższy, a praktycznie zawsze wyznacznikiem tego, gdzie spędzimy najbliższą noc, była relacja cena-jakość z większym znaczeniem ceny. Na szczęście w większości przypadków było naprawdę ok, a opisane przeze mnie przykłady to sytuacje ekstremalne, do których trafiliśmy zupełnie nieświadomie.