Nasza wielka, wspaniała, wymarzona podróż zbliża się wielkimi krokami. Powoli, a w zasadzie w żółwim tempie, przygotowujemy się niej, gromadząc ekwipunek, przeczesując odmęty internetu w poszukiwaniu cennych rad, informacji i ciekawostek. Chcielibyśmy być jak najlepiej przygotowani, ale mam wrażenie, że im dalej w las, tym ciemniej. Im więcej czytamy, tym bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, że wiemy tak niewiele. Im więcej informacji pochłaniamy, tym większy mętlik w głowie. Nie jest lekko, ale nie o tym miałam pisać!
Jako przedstawicielka pięknej, ale krnąbrnej płci, mam w głowie mnóstwo dylematów dotyczących tego wyjazdu. Niby nigdy nie byłam jakąś specjalnie wymuskaną paniusią, która co 15 minut pudrowała nosek w biurowej toalecie, ale kurczę, w końcu trzeba dobrze wyglądać i dobrze się ze sobą czuć! To absolutna podstawa psychicznego komfortu! Biorąc pod uwagę wygodę oraz naszą, delikatnie mówiąc, słabą formę fizyczną, musimy mocno ograniczyć się z bagażem. Ja chciałabym zamknąć się w 10 kg max. Co zabrać, żeby nie zapaść się pod ciężarem plecaka, ale jednocześnie dobrze czuć się ze sobą w podróży? Kocham szpilki i kiecki, to moje straszliwe słabości, ale cóż, na rok będę musiała pogrzebać je w plastikowych, hermetycznych workach, amen, odpoczywajcie w pokoju!
Jak więc będzie wyglądała moja podróżnicza garderoba i kosmetyczka? Na chwilę obecną przewiduję je w następującym kształcie:
UBRANIA
- Buty trekkingowe – lekkie, przewiewne, niestety jeszcze ich nie kupiłam, ale liczę na to, że niedługo znajdę ideał :) Buty to podstawa, więc nie zamierzamy na nich oszczędzać.
- Japonki – niezbędne pod prysznicem i na spacerach.
- Sandały – idealne na krótsze wypady w upale
I już tu muszę zrobić mały przystanek. Jestem maniaczką butów, mam ich kilkadziesiąt par. Nie lada wyzwaniem jest dla mnie porzucenie ich wszystkich i zabranie ze sobą jedynie dwóch-trzech par. Ale jak mus, to mus. Praktyczność ponad wszystko!
- Długie spodnie– zakupiłam spodnie trekkingowe z odsuwanymi nogawkami, 2 w 1. Może nie są powalająco piękne, ale praktyczne… Zastanawiam się nad zabraniem jednej pary lekkich jeansów i chyba jednak się skuszę.
- Spodnie typu alladynki– kiedyś dostałam takowe od brata i bratowej, przywiezione z Tajlandii. Lekkie, praktyczne i ładne, ale okazało się, że mają mocną konkurencję. Mama podarowała mi parę zwiewnych alladynek w pawie pióra. Wygodne i piękne – czego chcieć więcej?
- T-shirty – zakupiłam kilka (granatowy, różowy, żółty…) – nie są bawełniane, a syntetyczne, szybkoschnące, z krótkim rękawem + na ramiączkach. Dlaczego syntetyki? Ano dlatego, że chociażby w takiej Malezji nie ma szans na szybkie wysuszenie zabrudzonego/przepoconego bawełnianego t-shirtu. A taka syntetyczna koszulka schnie w mgnieniu oka. Dodatkową zaletą jest łatwość dopierania zabrudzeń – żadne jedzenie z ulicy wpychane do aparatu gębowego palcami mi nie straszne! Plamy precz!:)
- Koszulka z długim rękawem – mam zamiar wziąć jedną, na chłodniejsze dni, pod polar lub softshell. Przyda się na północy Wietnamu, w Laosie i na pewno w Ameryce Południowej.
- Spodenki – kupiłam jedne w Decathlonie, granatowe, przed kolano, będę zgrywać uczniaka. Praktyczny kolor + grzeczny krój = bezpieczeństwo i wygoda ;). Drugie spodenki mam, są lekkie i szybkoschnące. Myślę, że dwie lub trzy pary starczą. Mam w końcu jeszcze spodnie trekkingowe z odpinanymi nogawkami! Szczerze mówiąc zastanawiałam się nad sprzedawanymi w Decathlonie krótkimi spódnico-spodniami. Byłby to niezły kompromis pomiędzy praktycznością, a kobiecością, ale były z dość grubego materiału i nie były super ładne.
- Cienka koszula z rękawami do podwinięcia- uniwersalny i schludny element garderoby. Jedną białą, ultracienką białą koszulę dostałam od Mamy. Drugą, fuksjową, zakupiłam sobie sama. Jestem uratowana!
- Cienki polar techniczny, najlepiej z kapturem – jeszcze poszukuję ideału. Jeśli go nie znajdę, zadowolę się moim polarkiem zakładanym przez głowę, bez kaptura niestety…
- Softshell – mam, turkusowy, z kapturem :) Gitara gra, tylko muszę go (i tomkowy softhell) podrasować naszywką letsgetlost.pl :-)
- Kurtka przeciwdeszczowa – jest, zakupiona, w kolorze niebieskim. Gdyby nie wesołe kolory tych ubrań, chyba popadłabym w stylistyczną depresję;)
- Bielizna – lada moment zakupię syntetyczną, szybkoschnącą. Myślę, ze max. 5-7 par majtek wystarczy, podobnie będzie ze skarpetkami. Stanik jeden sportowy, jeden tradycyjny + bikini oczywiście.
- Piżama! W końcu trzeba w czymś spać. Poszukuję aktualnie czegoś jedwabnego lub satynowego (znów – szybkoschnące właściwości są mile widziane), ale nie w konwencji buduarowego wdzianka, a raczej spodenek i t-shirtu. Znów wygoda wychodzi na prowadzenie!
- Jako, że nie lubię czapek z daszkiem, planuję wziąć jedną bandankę i cienki tunel, który może robić za szalik, opaskę lub mini-turban. Fajne i twarzowe, polecam:)
- Ozdoby – pierścionek zaręczynowy najprawdopodobniej zostanie w domu, ale MUSZĘ wziąć obrączkę. Po pierwsze dlatego, że lubię ją nosić i jest ona dla mnie ważnym symbolem, po drugie – w wielu sytuacjach będzie ona jednoznacznym sygnałem, że jestem mężatką. Kolczyki – tak, ale takie, po których stracie nie będę płakać. Zero łańcuszków, zegarków (i tak nie noszę), bransoletek (chlip, chlip…). Może pod drodze zaopatrzę się w jakieś ciekawe regionalne ozdoby kupione za grosze na np. indyjskim bazarze :-)
- Co z włosami? Muszą mi wystarczyć gumki, wsuwki, może jedna bardziej ozdobna opaska i dobra szczotka. Pocieszam się, że naturalność przede wszystkim! A tak serio moje włosy, aktualnie dość już długie, stanowią dla mnie wyzwanie- ostatnio są suche, więc muszę je ściąć tak, żeby nie utrudniały mi życia w podróży.
- Kiecka, choć jedna, cieniutka, malutka, na plażę lub na spacer…Ech, na razie nie mam takiej, ale myślę, że może gdzieś w Birmie kupię sobie taką za równowartość 10 PLN.
KOSMETYKI
- Krem nawilżający uniwersalny – do buzi i do ciała
- Pumeks – nieodzowny! Pamiętam jak w zeszłym roku zapomniałam zabrać pumeks na 3-tygodniowy trip. Plażowe spacery na Bahamach sprawiły, że na stopach miałam zrogowaciałą tarkę, więc ruszyłam na poszukiwania pumeksu i okazało się to absolutnym wyzwaniem. Tym razem go nie zapomnę!
- Tonik antybakteryjny – myślę, że jest spora szansa, że w tropikach na skutek wilgotności i upałów wysypie nas krostkami. Do zestawu przeciwpryszczowego dorzucę nieocenioną maść cynkową!
- Peeling– w małej tubce. Musi być!
- Pilnik z polerką i nożyczki do paznokci czyli zestaw podstawowy. Nie planuję zabierać lakieru, bo to pociągałoby za sobą konieczność zabrania zmywacza, a to już za wiele! Będzie natural look!:)
- Odżywka do włosów– chyba postawię na płynny jedwab. Jest malutki i wydajny, a przy tym świetnie nawilża włosy:)
- Maszynka do golenia – wiadomo…
- Dezodorant/ antyperspirant. Nie oszukujmy się, żaden antyperspirant świata nie da sobie rady z upałem i wilgotnością chociażby Indii. Dlatego planuję wziąć tylko dezodorant mineralny, który będzie neutralizował działalność bakterii, żerujących na pocie. Jest bezzapachowy, lekki i uniwersalny.
- Perfumy. To jest dopiero trudny temat. Jak będąc uzależnioną od świeżych zapachów, zrezygnować z zabierania zapasu perfum na cały rok? Ok, wiem, w upale każdy zapach wietrzeje z prędkością światła. Dlatego mam zamiar zakupić jedną, mała (30 ml) buteleczkę ulubionych perfum. Jak dopadnie mnie depresja, będzie mi źle lub smutno, spryskam się ulubionym zapachem i wygnam chandrę precz! Bo tak to działa z zapachami, że mają magiczną moc!
- No i na deser – makijaż! Co spakować w kosmetyczkę na cały rok? Nie ukrywam, że to prawdziwe wyzwanie. Ale już podjęłam decyzję – w jej skład wejdą puder sypki mineralny (lekki, wydajny), tusz do rzęs (bez tuszu ani rusz!), mała paletka cieni (brązy i złota, na specjalne okazje), nawilżająca pomadka w intensywnym kolorze (lubimy się z jaskrawościami) oraz kredka do oczu. Jeśli zostanie mi trochę miejsca, spakuję mały róż do policzków.
Wszystko wskazuje na to, że lista, którą tu przedstawiłam ma mniej lub bardziej ostateczny kształt. Pewnie dojdą jeszcze jakieś drobiazgi, ale mam nadzieję, że nie zapomniałam o jakichś ewidentnych składowych bagażu:)
Wkrótce czeka mnie prawdziwy sprawdzian – czy poradzę sobie z podstawowym zestawem ubrań i kosmetyków? Czy nie ucierpi na tej wyprawie moje babskie ego? A może odkryję, że nie potrzebuję makijażu, szpilek i sukienek, żeby czuć się ładna i powabna?
To okaże się najprędzej w październiku. Będę na pewno o tym pisać!