Wstyd przyznać, ale kiedyś myślałem, że wszyscy Azjaci są niemal identyczni. Odróżnienie Wietnamczyka, Khmera czy Filipińczyka było dla mnie praktycznie niemożliwe, zresztą – czy oni się w ogóle między sobą czymś różnią? Podobny kolor skóry, włosów i kształt oczu był dla mnie czymś, co definiowało „azjatyckość”. Och, jak wiele zmieniło się od tego czasu!
Po kilku miesiącach spędzonych w Azji Południowo-Wschodniej, nie tylko potrafimy praktycznie bezbłędnie odróżniać od siebie poszczególne nacje, lecz także wymienić ich najfajniejsze cechy, znamy ulubione potrawy, a czasami nawet możemy powiedzieć co nieco na temat ich historii. Oprócz tego, że w każdym z krajów Azji żyją ludzie różni od siebie, to mimo wszystko łączy ich jednak całkiem sporo wspólnych cech. Niektóre z nich uwypuklone są w jednych, a inne w zupełnie innych krajach. Są to jednak często rzeczy, których my – Europejczycy – powinniśmy się od Azjatów uczyć. Oto kilka z nich, które podglądaliśmy będąc w Azji i które warto byłoby wprowadzić do naszego życia.
Ćwiczenia na świeżym powietrzu
To, co można zobaczyć o wschodzie i zachodzie słońca na ulicach azjatyckich miast naprawdę zaskakuje. Setki osób, bardzo często także w podeszłym wieku zaludniają place i skwery, aby oddać się codziennemu rytuałowi jogi, prostej gimnastyki i innych ćwiczeń na świeżym powietrzu. Rozciąganie, podskoki czy dłuższe lub krótsze biegi to rutyna, dzięki której Azjaci zachowują długowieczność, dobre zdrowie i spokój ducha. Rytuały codziennych ćwiczeń obserwowaliśmy w Wietnamie, Kambodży, Laosie czy Tajlandii, gdzie popołudniami, kiedy słońce zmierza już pomału w stronę horyzontu, place zaludniają się ludźmi ćwiczącymi układy wspólnie z instruktorem w rytm głośnej muzyki. Wszystko to za darmo lub za drobną opłatą, na świeżym powietrzu i przede wszystkim bez żadnej “spiny”. Nie musisz mieć poczucia rytmu, nadążać za tempem reszty uczestników czy posiadać markowe ubrania przeznaczone specjalnie do ćwiczeń. Czy po całym dniu pracy, zamiast jechać autem na siłownię, za którą trzeba niejednokrotnie słono zapłacić, nie lepiej by było po prostu zadbać o swoją formę wraz z innymi osobami ćwiczącymi na świeżym powietrzu praktycznie na środku ulicy?
Ta pani przyjechała rowerem o wschodzie słońca, aby odbyć swoją codzienną, poranną dawkę ćwiczeń. Nha Trang, Wietnam.
Naturalne i zdrowe jedzenie
O kuchni azjatyckiej powiedziano już chyba wszystko. I my byliśmy zachwyceni potrawami serwowanymi w Wietnamie, Tajlandii, czy Malezji – palce lizać! Najlepsze jest to, że w zdecydowanej większości przypadków dania te przygotowywane są w tradycyjny i przede wszystkim zdrowy sposób. Ich składnikami są najczęściej świeże i naturalne produkty, urozmaicone sporą ilością świeżych ziół, gotowane lub smażone w woku „stir fry”. Często przy knajpkach, nawet tych znajdujących się w dużych miastach, można podejrzeć kurniki lub klatki z kurami. Można więc przypuszczać, że jaja są często pozyskiwane od pasących się wolno kur, mięso z kurczaka je się na kilka godzin po jego ubiciu. No i do tego owoce morza, będące zdrowym i smacznym składnikiem urozmaicającym każdą dietę. Kuchnia stanowi w Azji bardzo ważną część życia, a sami Azjaci najwyraźniej wierzą, że „jesteś tym, co jesz”. Co ciekawe, nawet w czasach tanich, gotowych dań, które można coraz częśćiej można kupić w azjatyckich supermarketach, mieszkańcy Azji wciąż traktują posiłek jako święty czas i przywiązują ogromną wagę do składników i sposobu przyrządzania jedzenia, stawiając na stołowanie się w małych, lokalnych knajpkach.
W Azji jeden obiad to było dla nas za mało. Dlatego zawsze można zjeść dwa ;) Georgetown, Malezja.
Mamy pracują z dziećmi
Temat pracy w krajach Azji nie należy do najprzyjemniejszych. Większość tamtejszej populacji – oczywiście zależnie od kraju – żyje skromnie, zarabiając miesięcznie pieniądze, które nawet dla nas, Polaków, mogą wydawać się głodowe. Ogromna część populacji pracujące na targach i bazarach oraz wykonuje ciężką pracę fizyczną. Ogólnie rzecz ujmując: nie jest to nic, co warte byłoby pozazdroszczenia. Jakby tego było mało, matki pracują często ze swoimi dziećmi, opiekując się nimi pomiędzy swoimi obowiązkami. Czy jest w takim razie coś, czego moglibyśmy się nauczyć w kwestii pracy i balansu pomiędzy nią, a życiem prywatnym?
Paradoksalnie, podczas naszych wojaży potrafiliśmy odnaleźć w takiej sytuacji szczęście w nieszczęściu. Tym bardziej, że sami mamy znajomych, oddających się pracy zawodowej całkowicie i praktycznie w ogóle nie widzących swoich własnych dzieci w trakcie bezcennych lat ich dzieciństwa. Pomimo trudów życia, w Azji kobiety spędzają ze swoimi pociechami większość dnia. I dzieci są zmuszone chodzić z mamami do pracy, wcale nie wyglądają na nieszczęśliwe. Bawią się z będącymi w podobnej sytuacji rówieśnikami, korzystają ze swobody, wolnego czasu, ale przede wszystkim spędzają czas ze swoimi rodzicami. Na pewno nie jest to rozwiązanie idealne, ale niesie ze sobą wiele korzyści. Podczas całego naszego pobytu w Azji nie widzieliśmy ani jednej sytuacji, kiedy dziecko było niegrzeczne – nie było rzucania się po podłodze, wrzasków, wymuszania zakupu. I stwierdziliśmy, że dzieci, które mają rodzica niemal cały czas przy sobie są spokojniejsze i grzeczniejsze. Po prostu nie muszą one walczyć o zainteresowanie rodzica i wspólny czas, uciekając się do krzyków i płaczu. Porównajmy sytuację z tym, co ma miejsce w Polsce. Pobudka, szybkie śniadanie, byleby zdążyć z dzieckiem do żłobka czy przedszkola. Po pracy, zmęczeni i i niejednokrotnie z wciąż zajętą pracą głową, odbieramy dzieci z przedszkola, a przed nami jeszcze kupa obowiązków. Wspólny czas ogranicza się w wielu przypadkach do kąpieli i kolacji, choć tatusiowie późno wracający z pracy nie mają okazji „zaliczyć” nawet tego. Często zamiast czasu poświęcanego dzieciom kupuje się im rzeczy, które na chwilę je zajmują, a później nakręcają tylko spiralę uzależnienia od gadżetów i coraz to nowych zabawek. Czy tak ma wyglądać dzieciństwo i rodzicielstwo? Bo jeśli tak, to uważamy, że coś tutaj jest nie tak. Tych lat zarówno dzieciom, jak i nam, nikt już nie zwróci, a już na pewno kolejne zabawki nie zastąpią dzieciakom czasu spędzonego z rodzicami.
Spytacie jak ten azjatycki przykład ma się do polskiej rzeczywistości? Jasne, niewielu z nas może sobie pozwolić na pracę razem z dzieckiem, chociaż… Praca przez internet, która jest coraz częstszą formą zarabiania pieniędzy może to zmienić. A jeśli mamy stałą pracę, może warto porozmawiać z pracodawcą o pracy na pół etatu albo o jednym dniu pracy zdalnej? Jeśli i to się nie uda, podejdźmy do pracy racjonalnie i asertywnie – osiem godzin i ani minuty więcej. I postarajmy się nie zabierać firmowych trosk do domu, bo każda chwila poświęcona pracy, to chwila niejako ukradziona naszemu dziecku.
Totalny luz, czyli piżama w mieście
Stroje i co, to nosimy mogą być powodem do dumy lub… wstydu. Gdy nie mamy możliwości finansowych, ubieramy się “gorzej” i nie podążamy na trendami, jesteśmy spychani na margines społeczeństwa. Mamy wrażenie, że w Azji jest trochę inaczej.
Piżama w pracy? Czemu nie? Stoisko na targu. Kampot, Kambodża.
Dzięki – wydawać by się mogło – bardziej zbliżonemu do siebie poziomowi społeczeństw azjatyckich na ulicach miast południowo-wschodniej części kontynentu, w kwestii ubioru znaleźć można dosłownie wszystko. Przyczynia się do tego zarówno temperatura, która niejako wymusza pewien styl i sposób ubierania się, ale także poziom zarobków. Dlatego też na przeciętnej ulicy nie znajdziecie szykownych strojów, najnowszych trendów czy stylizacji jak z okładki żurnala. Ludzie ubierają się prosto, podobnie do siebie. Można by powiedzieć, że bez wyrazu. Ma to jednak swoje plusy: nie ma problemów z podążaniem za najnowszym krzykiem mody oraz wydawaniem mnóstwa pieniędzy na najlepiej reklamujące się marki. Ludzie najczęściej nie zawracają sobie głowy koniecznością wyglądania najlepiej jak się da, nabijając przy tym kieszenie zachodnim koncernom (które i tak zresztą większość swojej produkcji przygotowują w Azji). Jest prosto, łatwo i bezproblemowo, a piżama nawet na ulicy w środku dni nikogo tu nie dziwi (i dobrze!).
Dbałość mężczyzn o fryzurę
W kwestii fryzur przodują Hindusi. Oprócz wszystkich problemów w ich rodzinnym kraju (higiena, bieda, przeludnienie), jedną z wielu rzeczy, wyróżniających Hindusów od średniego europejskiego mężczyzny jest ich dbałość o higienę osobistą i fryzurę. Na początku nie zwracaliśmy jakoś na to uwagi, ale z czasem okazało się, że praktycznie każdy Hindus napotkany czy to w Indiach, czy to w krajach Azji, zawsze był świeżo i modnie przystrzyżony i ogolony. Fryzura w Azji jest dla wielu sprawą honoru. I nieważne, czy Twoim fryzjerem jest najlepszy fachowiec w okolicy, czy facet mający swój zakład na trawniku obok ruchliwej ulicy. Fryzura zawsze jest zrobiona idealnie i to podczas pobytu w Azji sam zacząłem na nią zwracać większą niż dotychczas uwagę :-) Na szczęśćie pojawienie się salonów w barberskich w Polsce dobrze wróży w kwestii zadbania o fryzurę. Do tej pory nierzadkim widokiem były zaniedbane wąsy, zarośnięta szyja i kępki wystające z uszu :)
Mimo umiejscowienia „salonu” na środku trawnika, sam dałem się skusić profesjonalizmowi fryzjera! Efekt był super! Hanoi, Wietnam.
Kibelek “Indian style”
Tutaj też będzie mowa przede wszystkim o Indiach, choć nie tylko. Coś, co na pierwszy rzut oka dla przeciętnego europejczyka wydaje się “syfem” albo “brakiem cywilizacji” w rzeczywistości jest bardzo zdrową i wygodną formą załatwiania swoich podstawowych potrzeb. Totalety nie stanowiące standardowego sedesu, a jedynie niewielki otwór umieszczony na poziomie podłogi na początku mogą wydawać się trochę dziwne i mało higieniczne. W rzeczywistości jest jednak zupełnie inaczej! Jeśli chodzi o higienę to działają nawet lepiej niż standardowe sedesy, gdyż w odróżnieniu od nich korzystający nie muszą dotykać deski klozetowej. Wygoda i komfort również są nieporównywalne, a wszystko dzięki naturalnej pozycji „w kucki”. i chociaż może śmiejecie się teraz pod nosem mówiąc “nigdy w życiu!” zapewniamy Was, że taki sposób załatwiania potrzeb fizjologicznych przekonał nas w stu procentach już na samym początku naszej podróży – w Indiach.
Jeśli wciąż nie wierzycie, to może przekona Was ta oto reklama produktu, niejako adaptującego sedes na „indian style toilet” i ułatwiająca pobyty w toalecie także mieszkańcom innych części świata:
Bazary, a nie sklepy
Dla turystów azjatyckie bazary to miejsce na zrobienie ciekawych zdjęć i zakup pamiątek. Dla mieszkańców – podstawowe miejsce zakupów lub codziennej, ciężkiej pracy. Życie na tamtejszych bazarach i marketach tętni najmocniej. To właśnie tutaj mieszkańcy dokonują zakupów, spotykają znajomych, wybierają towary, które mogą obejrzeć z bliska. Każdy sklepik to również okazja do krótkiej rozmowy ze sprzedającym oraz dokładnego obejrzenia oferowanych przedmiotów. Azjatyckie bazary to miejsca, których chyba najbardziej brakuje nam w Europie.
Co prawda i u nas mamy lokalne targowiska, bazarki i lokalne warzywniaki. Nie jest to jednak to samo, co w Azji – tam jest to centrum życia i biznesu, a supermarkety czy sklepiki to margines. W Polsce najczęściej resztki swojego wolnego czasu poświęcamy na wielkie, cotygodniowe zakupy w wielkopowierzchniowych supermarketach czy galeriach handlowych. Biegnąc wąskimi alejkami bezwiednie wrzucamy do olbrzymich koszy kolejne produkty i często nie sprawdzamy nawet skąd pochodzą, czy jaki jest ich skład. Rozmowa przy kasie sprowadza się najczęściej do “dzień dobry”, „dziękuję” i „do widzenia”. To nie jest to, co lubimy. Po powrocie coraz bardziej skłaniamy się do poszukiwania małych, lokalnych sklepików lub bazarków, które wciąż można znaleźć nawet w dużych miastach (ba, szczęśliwie nawet ich przybywa!).
Jeśli zakupy, to tylko na lokalnym targu. Chaing Mai, Tajlandia
Uśmiech jest dobry na wszystko
Uśmiechnij się! Jakże często zapominamy o tym łatwym, lecz sprawiającym wiele radości geście. Szczególnie my, Polacy (oczywiście, że nie wszyscy!) chodzimy naburmuszeni, smutni i wciąż narzekający. Detoksem na taki stan rzeczy może być wyjazd do dowolnego kraju w Azji Południowo-Wschodniej! Może niekoniecznie w Wietnamie, ale już na pewno w Tajlandii (nazywanej często krajem uśmiechu) pozytywną energią naładujemy baterie na cały rok! Tak przynajmniej chcemy myśleć, gdyż ilość uśmiechów, które otrzymaliśmy od zupełnie nieznajomych przecież ludzi zaskoczyła nas i sprawiła, że to właśnie Azja będzie nam się kojarzyła z bardzo miłymi i często uśmiechniętymi ludźmi. A jak jest u nas? Na to pytanie niech każdy odpowie sobie sam.
Jak widzicie, oprócz pięknych widoków, dobrej pogody i smacznego jedzenia Azja ma do zaoferowania o wieeele więcej! Podczas naszego 9-cio miesięcznego pobytu i odwiedzeniu 10 krajów w tamtej części świata niejednokrotnie zastanawialiśmy się jak to możliwe, że codzienne życie może sprawiać tyle radości. A wszystko to pomimo warunków, które pod wieloma względami najczęściej są nieporównywalnie gorsze, niż na przykład w bogatej Europie. Z tego względu my do Azji na pewno wrócimy jeszcze nie raz i niekoniecznie na krótki, dwutygodniowy urlop. A Wy?