Czasem zadaję sobie pytanie: ile kilometrów w tej podróży przeszliśmy z Tomkiem? I niestety trudno mi nawet oszacować rozmiar naszego „wybryku”. Nie pokusiliśmy się o aplikację, która mogłaby na koniec zgrabnie nam podsumować, że średnio dziennie wyciskaliśmy tyle a tyle kilometrów i że w sumie dało to tyle okrążeń Ziemi ;-) Wiemy natomiast na pewno, że tyle, co podczas tej podróży nie chodziliśmy nigdy! Wiemy też, że w sumie zdarliśmy kompletnie wiele par butów: ja dwie pary sandałów, dwie pary tenisówek i buty trekkingowe, a Tomek trzy pary sandałów i trochę treki. Wniosek jest taki, że na wyprawę podobną do naszej przydałyby się buty kulo-, ognio- i wodoodporne i zdaje się, że takie właśnie teraz mamy… Szkoda tylko, że na sam koniec naszego włóczęgowania :-)
Nie jesteśmy łatwymi użytkownikami obuwia outdoorowego. Łazimy dużo, namiętnie i często. To sprawia, że moje buty trekkingowe wyglądały na koniec wyprawy jak siedem nieszczęść (choć w zasadzie w Azji ich nie używałam – było za gorąco, więc chodziłam tylko w sandałach). W Ameryce natomiast dużo przebywaliśmy w górach, żadna pogoda nie była nam straszna. W miastach również spacerowaliśmy niemało, a miejskie warunki często były gorsze od pułapek zastawianych na nas przez Matkę Naturę – dziurawe chodniki, posypane śliskim żwirkiem ulice, wszechobecny brud i błoto. Do Europy dojechaliśmy więc w niemal rozpadających się ‘treksach’ – po drodze nie kupowaliśmy już nowych, bo wiedzieliśmy, że w Budapeszcie, na samym końcu podróży, czekają na nas nowe buty od KEEN Polska. Kiedy wstawiliśmy na nasz fanpage tego posta, wiedzieliśmy już, że przed nami zimna Europa i zimowy Nowy Jork.
[fb_embed_post href=”https://www.facebook.com/letsgetlostpl/posts/1632033430426593/” width=”750″/]
Wszystko fajnie, tylko my niemal bosi :-) Szybko okazało się, że możemy liczyć na wsparcie polskiego oddziału KEEN, który po wymianie kilku maili zaproponował nam modele Madeira Peak (Marta) i Feldberg WP (Tomek). Paczka z obuwiem szybko znalazła się u moich rodziców, skąd została wysłana do przyjaciół, mających niebawem dołączyć do nas w Budapeszcie.
Zmiana klimatyczna, jakiej doświadczyliśmy po przyjeździe do Europy była spora – z gorącego, słonecznego Buenos Aires, gdzie lato było w pełni, trafiliśmy w sam środek europejskiej zimy. I choć obyło się bez śnieżyc i dzikich mrozów, daleko było od komfortowego ciepełka. Nie byliśmy super dobrze przygotowani do dwóch tygodni w Europie i kolejnego tygodnia w, jak się zdawało, mroźnym Nowym Jorku. Zimowe kurtki zastępowały nam uniwersalne softshelle i kilka warstw ubrań, szaliki i głęboko nasunięte na głowy czapki. Na szczęście przynajmniej buty mieliśmy porządne.
Z naszymi KEENami zaprzyjaźniliśmy się szybko – już od Budapesztu śmigaliśmy w nich od rana do nocy. Warunki mieliśmy skrajnie różne – w Pradze zastały nas oblodzone kocie łby na starych uliczkach Hradčanów, a w Nowym Jorku… 20 stopni ciepła, choć dwa tygodnie przed naszym przylotem i kilka dni po wylocie z Wielkiego Jabłka padał tam śnieg i było naprawdę zimno! Buty w tych skrajnie różnych warunkach sprawdziły się świetnie, choć żałujemy, że nie udało się nam przetestować ich w bardziej bojowych, zimowych warunkach. Cóż, wszystko przed nami!
Oto kilka wniosków po 3-tygodniowym zapoznaniu się z butami:
- Nasze KEENy są przede wszystkim wygodne. Niech nie zmyli Was nieco toporny wygląd – buty są lekkie, komfortowe, a co najważniejsze nigdzie nas nie otarły. W moim przypadku nowe buty są ZAWSZE synonimem bąbli i otarć, tym razem, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, obyło się bez przykrych historii! No i profilowanie buta (zapewne dzięki świetnej, anatomicznej wkładce) zapewnia wygodę przez cały dzień dreptania.
- Buty są super porządne! Wystarczy rzut okiem i od razu widać, że but przetrwa największe zawieruchy – masywna konstrukcja z podeszwą przechodzącą w ochronną gumę od strony palców i pięt, gruby nubuk z wierzchu, wykończone skórą języki i kołnierze – wszystko to sprawia, że buty wydają się niemal niezniszczalne! Keen szczyci się, że buty produkowane są w Europie – tę jakość widać od razu. Porządne materiały i szycie, mocne gumowe podeszwy, metalowe oczka na sznurówki – wydaje mi się, że buty od KEENa będą służyły nam jeszcze wiele sezonów.
- Mimo masywności, KEENy prezentują się całkiem zacnie. Nie wstyd było nam pomykać w nich na ulicach Nowego Jorku, słynących z wyszukanych stylówek, oczywiście do dżinsów, a nie spodni trekkingowych… Wyglądają naprawdę super!
- Wodoodporne buty są skarbem każdego powsinogi – jeśli lubisz chodzić i różne warunki pogodowe nie są ci straszne, te buty nie zawiodą Twojego zaufania. Buty są wodoodporne, ale co ważne, dzięki nowoczesnej konstrukcji membrany, odprowadzają także wilgoć ze środka. Dzięki temu stopa nie jest ani przemoknięta, ani spocona. Nawet w 20 st. w Nowym Jorku nie męczyliśmy się w tych butach, co nie znaczy, że Madeiry czy Feldbergi są przeznaczone do chodzenia w wyższych temperaturach. Wręcz przeciwnie – wydaje mi się, że sprawdzą się lepiej w trakcie zimowych spacerów w Tatrach albo Bieszczadach.
- Buty okazały się także wszechstronne. Modele, które dostaliśmy od KEENa przeznaczone są do trekkingów. My testowaliśmy je jednak jedynie w miejskich warunkach i okazało się, że takie okoliczności nie są im straszne, tym bardziej, że miejskie trasy też mogą być wymagające. Wspinaczka na wzgórze Gellerta w Budapeszcie, wspominane śliskie kocie łby w Pradze i nowojorskie krawężniki nie były dla nas wyzwaniem. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że codziennie chodziliśmy kilkanaście kilometrów. Muszę jednak przyznać, że brak prawdziwej zimy sprawił, że mam spory niedosyt. Już nie mogę doczekać się górskich spacerów po śniegu i lodzie – jestem pewna, że i w takich warunkach buty zdadzą egzamin na piątkę z plusem.
Podsumowując – buty Madeira i Feldberg od KEEN Polska sprawdziły się wyśmienicie. Jedyną rzeczą, co do której można mieć wątpliwości, jest ich cena. Standardowo te modele kosztują prawie 700 złotych, co jest kwotą dość poważną. Aktualnie KEEN prowadzi akcję wyprzedażową butów zimowych i dzięki niej Madeiry można kupić już za niecałe 5 stówek. Myślę sobie jednak, że za tak porządne buty, które mają spory potencjał, aby latami służyć nam podczas różnych wycieczek, można zapłacić taką kwotę. Nasze poprzednie, lekkie treki marki Colombia kosztowały po 350 złotych za parę, a zniszczyły się bardzo szybko.
Wygodne, porządne buty to jednak podstawa komfortowego podróżowania, więc może warto przemyśleć zakup droższego, ale trwalszego obuwia, w którym dojedziemy na sam koniec świata albo i dalej…