W poprzednim wpisie namawiałam Was do kupna biletu i wybrania się do Azji Południowo-Wschodniej, w której spędziliśmy 8 wspaniałych miesięcy obfitujących w spotkania z uśmiechniętymi ludźmi, zachwycającą naturą, fascynującą kulturą, przesmaczną kuchnią i które w dodatku nie zrujnowały naszego portfela. Ta część Azji będzie chyba już na zawsze kojarzyła się nam niezwykle pozytywnie, ale choć uwielbiamy ją strasznie, nie mogliśmy pozostać ślepi na jej minusy. Bo oprócz całego szeregu plusów, Azja Południowo-Wschodnia ma także swoją mroczną stronę mocy.
Czego nie lubiliśmy będąc w Azji, co wydawało nam się słabe, złe, niesprawiedliwe? Oto krótkie, subiektywne podsumowanie:
Brud, śmieci, plastiki
To jest jedna z tych rzeczy, które uderzają po przyjeździe na miejsce. Śmieci, dużo śmieci. I choć w turystycznych miejscach coraz częściej kładzie się nacisk na czystość, reklamówki, styropianowe pudełka i kubki są częstym widokiem. I nie ma tu wyjątków – śmieciuchy znajdziesz przy sławnej świątyni, w parku, w dżungli, a nawet w wodospadzie. Jest to niestety pokłosie rosnącego konsumpcjonizmu – ludzie dużo kupują, jedzą, piją, ale niestety jeszcze nie wiedzą, że śmieciami sami podcinają sobie skrzydła, bo za kilka lat będą tonąć w odpadach. W przeciwieństwie do Europy czy Ameryki Północnej, polityka minimalizowania ilości opakowań niestety nie istnieje, wręcz przeciwnie – do każdego najdrobniejszego zakupu dostajesz reklamówkę, czy jej chcesz, czy też nie. Dodatkowo w Azji Południowo-Wschodniej sprawy mają się mniej więcej tak: zjadasz batonik – opakowanie wyrzucasz na ulicę; palisz papierosa – niedopałek rzucasz na ziemię, jesz banana – skórkę wywalasz pod siebie. Normalka. Często obserwowałam kuriozalne sceny, kiedy to kosz był w zasięgu ręki, ale osobnikowi nie przeszkadzało to w wyrzuceniu śmiecia na chodnik…
Także jeśli chodzi o poziom higieny w przydrożnych knajpkach czy tanich hostelach może on budzić wątpliwości przybysza z Europy. Zdarzało nam się kilkukrotnie spać w przybytkach, gdzie spacerowały sobie karaluchy wielkości kciuka (niestety często spotyka się je „na mieście”), muszla klozetowa nie widziała w swym nędznym żywocie szczotki, a dwukrotnie zdarzyło nam się spotkanie 1-ego stopnia z pluskwami. Dlatego rezerwując hotel lub hostel warto upewnić się jakie opinie gości tenże posiada albo osobiście obejrzeć pokój i pościel pod kątem obecności potencjalnych krwiopijców, karaluchów i innych historii. Co do knajp – uwielbiamy jedzenie w małych, tanich lokalach, gdzie stołują się miejscowi. I choć czasem tu i ówdzie się lepiło, na podłodze walały się papiery, a gary wyglądały na średniowieczne, nie mieliśmy praktycznie żadnych przygód żołądkowych.
Brak poszanowania dla przyrody i zwierząt
Słyszeliście o wykorzystywaniu biednych tygrysów przez buddyjskich mnichów w Tajlandii? Jeśli macie słabe nerwy, nie wyszukujcie tego hasła w google. To tylko jeden z przykładów na to jak w Azjaci potrafią traktować zwierzęta. Oczywiście nie wszyscy, to jasne, ale generalnie w tej części świata zwierzę jest narzędziem do osiągania celu i nie ma żadnych praw. W filipińskim Vigan małe koniki niemal do upadłego ciągną przeznaczone dla turystów wozy (co z naszego podwórka znamy z Krupówek!). W kambodżańskim słynnym kompleksie świątyń Angkor kilka miesięcy temu ze zmęczenia padł słoń, który był środkiem lukratywnym lokomocji, zapewniającym transport rządnym atrakcji i głupim turystom. Codziennie pod buddyjskimi świątyniami zdychają małe ptaszki, które wyłapuje się po to, aby wierni mogli je odkupić i następnie wypuścić, zapracowując na dobrą karmę na przyszłość. A te, których nikt nie kupi często umierają w upale, bez wody, stłoczone w małych klatkach. Jeszcze gorsze rzeczy dzieją się na bazarach, gdzie żywy inwentarz często traktowany jest skandalicznie – zwierzęta przebywają stłoczone w klatkach pełnych odchodów, bez wody, pożywienia, w pełnym słońcu… Te widoki przyprawiały nas często o bóle głowy i nie raz mieliśmy ochotę wywołać rewoltę na lokalnym bazarze… Podobne traktuje się lasy, dżungle, rzeki. Najpewniej na skutek braku edukacji ludzie traktują środowisko jak jeden wielki zsyp lub źródło dochodu, drewna itd. i nie wahają się wrzucać plastików do wodospadów, a całych worków śmieci gdzieś przy lesie (tak jak to ma często miejsce także w Polsce). Brakiem edukacji nie można jednak tłumaczyć karczowniczej polityki całych państw, jak np. Malezja czy Indonezja, które lekceważą naturalną równowagę i wycinają ogromne połacie dżungli, doprowadzając do zagłady zwierząt ( w tym orangutanów), a wszystko zasadzają palmami olejowymi, zapewniającymi zysk…
Na wietnamskim targu w Bac Ha świnie pakuje się w worki, zostawiając im tylko mały otwór umożliwiający oddychanie. Workami rzuca się jakby ich zawartością były ziemniaki – zwierzęta są kompletnie spanikowane.
Wbrew powszechnej opinii psy je się nie tylko w Chinach, ale też w północnym Wietnamie, a także w górskich ostępach Filipin. Te psiaki najpewniej nie zaznały nigdy ludzkiej czułości – były hodowane po to, aby sprzedać je i przerobić na zupę.
Architektoniczny chaos
Z pewnością w Azji nie urzecze Was również urbanistyczny misz-masz, który serwują praktycznie wszystkie miasta i miasteczka. Oprócz oczywistych perełek w postaci kolonialnych miasteczek, kompleksów pałaców i niezwykłej urody świątyń, w azjatyckich miastach nieczęsto jest ładnie i składnie. Dominują tu raczej szalone kombinacje kolorystyczne i „kreatywne” podejście do używanych materiałów. Beton przeplatany blachą falistą i zabity deskami to częsty widok na ulicach Tajlandii, Malezji czy Filipin. Oczywiście w wielkiej mierze wynika on z biedy mieszkańców, którzy swoje skromne przybytki próbują zagospodarować jak mogą. I to wydaje mi się całkowicie zrozumiałe. Gorzej jeśli na totalny chaos jest oficjalne przyzwolenie władz – chociażby takie rajskie wysepki Koh Phi-Phi w Tajlandii dysponujące bardzo ograniczoną przestrzenią, są zagracane betonowymi okropnymi hotelami, przyczyniającymi się do postępującej turystycznej dewaluacji tego niegdyś przepięknego miejsca.
Filipińskie, obłędnie piękne tarasy ryżowe w Batad, wpisane na listę UNESCO otaczają takiej urody przybytki. To tylko jeden z przykładów.
Tajskie wysepki Phi-Phi kiedyś były rajskie, dziś główna wyspa jest niemal w całości zabetonowana.
Hałas
W Azji Południowo-Wschodniej panuje jedna podstawowa zasada – im głośniej, tym lepiej! Niestety nie dla tych, którzy przyjeżdżają tam szukać ukojenia nerwów czy po prostu spokoju. W autobusach, nawet nocnych, możesz spodziewać się lokalnej muzyki lub rodzimych produkcji kina akcji puszczonych na cały regulator. Na ulicach wielkich miast często ogłusza szalone trąbienie, które wzmaga poczucie chaosu na i tak zatłoczonych, głośnych ulicach. Jeśli planujecie wybrać się do centrum handlowego na zakupy, rozważcie kwestię zabrania „stoperów” do uszu – tam też sklepy prześcigają się w „przyciąganiu” klientów głośno puszczanymi hitami. Dla nas apogeum były amerykańskie kolędy w wersji hard-techno dudniące na wystawach sklepów w wietnamskim Hue w czasie Bożego Narodzenia. A jeśli jeszcze Wam mało, pomyślcie o wszechobecnych meczetach w Malezji i Indonezji, które szczególnie w czasie Ramadanu serwują kakofinoczną papkę o wątpliwej wartości artystycznej kilka razy dziennie. To zdecydowanie nie koniec repertuaru – będąc chociażby w Birmie gościliśmy w hostelach, których właściciele za nic mieli nasze prawo do snu i od 5 rano kręcili się po obiekcie głośno śpiewając i grając na gitarze (a ściany były z papieru)! Prawie zapomniałam o karaoke – ulubiona rozrywka Azjatów od Yangonu po Manilę może sprawić, że znienawidzicie ten japoński wynalazek. Bo w Azji każdy śpiewać może, choć talentem los obdarzył jedynie promil śpiewaków. Na wyjazd do tej części Azji zatyczki wydają się być jednym z podstawowych zakupów!
W Sajgonie ulice w godzinach szczytu wyglądają tak. Jak bardzo przekłada się to na doznania akustyczne, nie muszę Wam tłumaczyć.
W Wietnamie zostaliśmy dosłownie zaciągnięci na wesele. Karaoke i techno bity, jakie tam dudniły sprawiły, że na imprezie zabawiliśmy jedynie chwilę.
Ceny dla „białasów”
No i na koniec rodzynek, crème de la crème! Jedziecie do tych cudownych ludzi, oglądać nieziemskie krajobrazy i poznawać kuszącą, inną kulturę i co? Musicie co chwilę się targować. Ja bardzo targowania nie lubię (w przeciwieństwie do Tomka), ale jeszcze bardziej nie lubię traktowania mnie jak głupka lub osoby, która wygląda jak świnka-skarbonka. I rozumiem argumenty, że to my turyści jesteśmy bogatsi, że stać nas i że możemy płacić drożej, bo dla nas i tak wszystko jest tanie w takiej Tajlandii czy Kambodży. Ale nie rozumiem dlaczego za przykładowo pałeczki do jedzenia ktoś rzuca mi absurdalną, zawyżoną kilkadziesiąt (!) razy cenę tylko dlatego, że wydaje mu się, że mój portfel jest wypchany milionem dolarów. Albo czemu w niektórych krajach w lokalnych knajpkach za białą twarz dostajesz zupełnie inne menu, oczywiście ze zwielokrotnionymi cenami… Niestety takie sytuacje są nagminne, szczególnie w przypadku taksówkarzy, tuk-tukarzy i sprzedawców pamiątek i koniec końców sprawiają, że z nieufnością podchodzisz do każdego, nawet uczciwego kontrahenta. Oczywiście, towar jest wart tyle, ile kupujący jest w stanie zapłacić, ale błagam, wszystko ma swoje granice… Często też ceny „dla białasów” przybierają formę zinstytucjonalizowaną, tzn., że za wejście do zabytku/ muzeum itd. zapłacicie wielokrotność tego, co mieszkaniec danego miejsca. I znów to po części rozumiem, bo sam fakt tego, ze jestem tu gdzie jestem, oznacza, że mnie stać, a np. dla Indonezyjczyka taki koszt jest ponad jego możliwości. Zgoła inaczej wygląda to w przypadku np. kontroli policyjnych. W Wietnamie jadąc motorkiem z zasady kwalifikujesz się pod mandat i zawsze znajdzie się jakiś argument na to, żeby wyciągnąć od Ciebie pieniądze, czyli łapówkę. Podobnie jest z wszelkiej maści wypadkami, stłuczkami itd – ten kto ma więcej kasy (czyli Ty), musi wziąć winę na siebie.
Mam nadzieję, że tą listą minusów nie zdyskredytowałam w Waszych oczach Azji Południowo-Wschodniej, a tylko pokazałam, że podróże to nie tylko zachwyty, ale też spora dawka rozczarowań i negatywnych zaskoczeń. Zresztą pewnie wiele z moich frustracji dałoby się podciągnąć także pod kraje europejskie czy choćby takie Stany Zjednoczone. W końcu na całym świecie ludzie wykazują brak szacunku do przyrody, naciągają innych, nie szanują zwierząt, najczęściej na skutek braku edukacji, ale często też chciwości czy głupoty… Jeśli trochę Was przestraszyłam, pamiętajcie, że na samym początku pisałam o niekończących się urokach tej części świata i wróćcie do przeczytania poprzedniego tekstu. Zalet Azji Południowo-Wschodniej jest tak wiele, że zdecydowanie górują one nad niedogodnościami podróży w tej części świata.