Nigdy nie wiedziałem, że kolejki linowe mogą być dla mieszkańców jakiegoś miejsca czymś zupełnie normalnym. Wy wiedzieliście? Dla przeciętnego mieszkańca kraju takiego jak Polska kolejka to mega atrakcja: może być nią na przykład wjazd na Kasprowy Wierch… Tak czy inaczej w Polsce jest to rzadkość, rozpalający wyobraźnię małych (ale nie tylko) chłopców ;)
Gdy byliśmy w Ameryce Południowej, kolejki linowe stały się niemal elementem naszej codzienności. Występują one prawie w każdym większym mieście! Ze względu na górzyste położenie ułatwiają życie mieszkańców Andów, fundując im niezapomnianą przejażdżkę czasami nawet spod samego domu. W tym tekście chciałbym przedstawić Wam trzy najciekawsze miejsca, w których kolej linowa, oprócz tego, że jest zupełną codziennością, to jeszcze może być świetną atrakcją turystyczną!
Kolejkami jeździliśmy w większości południowoamerykańskich krajów: od Kolumbii począwszy, a na Chile skończywszy. W miastach takich jak Santiago w Chile czy Bariloche w Argentynie kolejki stanowią raczej atrakcję turystyczną i nie są używane przez zwykłych mieszkańców miasta. Zupełnie inaczej jest w kolumbijskim Medellin lub boliwijskim La Paz, gdzie kolej linowa jest częścią sieci komunikacji miejskiej, a przejazd nią z punktu widzenia użyteczności nie różni się zbytnio od przejażdżki pierwszym lepszym autobusem. Gdzie widoki z góry robią według mnie największe wrażenie? Oto nasze TOP3:
Medellin (Kolumbia)
Widok na Medellin uchwycony z góry jest nie do zapomnienia. Miasto Pablo Escobara było tak naprawdę naszym pierwszym przystankiem w Ameryce Południowej i to, co zastaliśmy na miejscu, utkwi w naszej pamięci na długie lata. Już z autobusu jadącego z lotniska widać rozmiar i niesamowite położenie – miasto znajduje się w wielkiej niecce przypominającej olbrzymią miskę. Poniżej setki, tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy budynków, zbudowanych w większości z czerwonej, nieotynkowanej cegły. To właśnie tutaj mieszkańcom służy jedna z największych sieci kolei linowych, której schemat wygląda o wiele bardziej imponująco, niż schemat warszawskiego metra!
Sieć kolei linowej poprowadzona wzdłuż jednej z nieco większych ulic w Medellin. W oddali widać stacje kolejki, w których pasażerowie mogą wejść lub wyjść z wagonika.
Bilety na kolejkę (a także inne formy transportu publicznego) są dość tanie – kosztują około 3 zł. Wagoniki są nowe, czyste i przestronne. Oprócz tego, że mieszkańcy wyżej położonych dzielnic mieszkalnych (faweli) mogą bez problemu udać się na przykład do sklepu czy do lekarza, to w gratisie dostają możliwość podziwiania niezwykłej panoramy Medellin. A – trzeba przyznać – wygląda ona naprawdę powalająco i niestety, ale żadne, nawet najlepsze zdjęcia nie oddadzą tego w całości:
Z końcowych stacji linii kolejki rozciągają się przepiękne widoki całego miasta.
Typowy widok z okna wagonika kolejki linowej w Medellin. Poniżej dzielnica tzw. faweli, w której żyją „zwykli „mieszkańcy.
System kolejek w Medellin dość szybko stał się atrakcją turystyczną miasta. Co ciekawe, badania wykazały, że połączenie biednych dzielnic systemem komunikacji znacznie obniżyło poziom przestępczości w tych miejscach – co widać nawet gołym okiem. W szczególności w Communie 13 (swego czasu najniebezpieczniejszej dzielnicy handlarzy narkotyków), gdzie niedaleko kolejek zamontowano system ruchomych schodów!
La Paz (Boliwia)
Podobnie jak w Medellin, także i w La Paz system kolejek linowych to nieodłączny element miasta. Małe gondole łączą El Alto (wyższą część) z La Paz (centrum) a widoki, jakie możemy obserwować podczas jazdy są niezapomniane. Szczególnie, że podróż kolejką może być całkiem długa i spokojnie spędzimy nawet kilkanaście minut wisząc nad ziemią (cały czas w tej samym wagoniku)!
Marta przy wielkim napisie obok jednej ze stacji kolejki w dzielnicy El Alto (4095 m n.p.m). W oddali widok na La Paz, nieoficjalną stolicę Boliwii.
Pamiętam dzień, w którym będąc w La Paz wspólnie z Martą zrobiliśmy sobie “dzień zwiedzania miasta kolejkami linowymi”. System kolejek w La Paz jest także stosunkowo nowy, a wagoniki zadbane i czyste. Wejścia do nich sterowane są przez stewardów, wpuszczających do każdego z wagoników tylko określoną wymogami bezpieczeństwa grupę osób. Nam kilka razy udało się mieć wagonik tylko dla siebie!
Podziwiamy La Paz z góry – podczas przejazdów komunikacją miejską!
La Paz samo w sobie to jest temat na oddzielny post i mamy z tym miejscem wyjątkowo silne wspomnienia (zarówno z dobrych jak i złych powodów). Nie rozpisując się jednak zbytnio zapraszamy do obejrzenia panoramy miasta w trakcie jednego z naszych wypadów poza centrum:
Miasto z góry wygląda jak jedno wielkie mrowisko!
Quito (Ekwador)
Stolicę Ekwadoru zapamiętamy przede wszystkim dlatego, że już pierwszego wieczora pobytu byliśmy zdecydowani, że możemy tam trochę dłużej “pomieszkać” :) Z powodów czasowych ten plan będziemy musieli zrealizować w późniejszym terminie, na pewno jednak także i wtedy skorzystamy z niesamowitej kolejki TelefériQo. Trzeci, czwarty i piąty raz także!
Po dotarciu do stacji TelefériQo naszym oczom ukazały się długie liny, będące nośnikiem wagoników kolejki.
TelefériQo to jedna z głównych atrakcji Quito. Nie jest to typowy transport publiczny, a niesamowita kolejka linowa przyciągająca chętnych do zbliżenia się ku niebu. Dlaczego? Wagoniki zabierają pasażerów w 2,5-kilometrową trasę (około 10 minut jazdy) po zboczach wulkanu Pichincha na szczyt Cruz Loma (4100 m n.p.m.). A stamtąd… widoki są powalające:
Temperatura na szczycie jest zdecydowanie niższa, niż w mieście. Widok na Quito jest przepiękny.
Oprócz tego, że warto wjechać na szczyt dla widoków i niesamowitej panoramy Quito (przy dobrej widoczności bez problemu dostrzeżemy oddalony o 50 km wulkan Cotopaxi!), warto pamiętać o jeszcze jednej, ważnej rzeczy. Klimat na szczycie trasy zmienia się, a temperatura spada o ładnych kilka stopni Celsjusza. Nawet, gdy w mieście jest umiarkowanie ciepło, to na szczycie już nie koniecznie. Sami przekonaliśmy się o tym dość dosadnie szczękając trochę zębami, ale jednocześnie nie mogąc ochłonąć po tym, co oglądały w tamtym momencie nasze oczy. Czy to nie piękne mieszkać w miejscu, w którym nawet w gorący dzień możemy na życzenie przenieść się w kilka minut w nieco chłodniejsze klimaty? My polecamy!
No dobra, jechanie wagonikiem w tak długą trasę do góry przyprawia czasem o gęsią skórkę! :)
Skoro już o kolejkach mowa, to nie sposób nie wspomnieć o jeszcze jednej ciekawej atrakcji, którą poznacie odwiedzając miasto położone na kilku wzgórzach – Valparaiso w Chile. To kolorowe miasto słynie z tradycyjnych kolejek szynowych, wspinających się ociężale po stromych stokach. Kolejki są o tyle świetne, że mają już swoje lata, a jazda nimi to trochę jakby przeniesienie się w czasie. Oprócz niesamowitego klimatu, oczywiście są też widoki! W tym wypadku o tyle ciekawe, że wprost na ocean!
Ustawione pod kątem wagoniki przypominają trochę wagony tramwajów w portugalskiej Lizbonie.
Na koniec jeszcze kilka “kolejkowych” obrazków, jakie mieliśmy szczęście podziwiać na żywo w trakcie naszej podróży po Ameryce Południowej.
Będąc w stolicy Chile – Santiago – skorzystaliśmy z malowniczej kolejki pnącej się w górę na szczyt Cerro San Cristobal. Nagroda na szczycie: malownicza panorama Santiago wraz z zarysem Andów w tle. Na miejscu spędziliśmy dobrą godzinę – naprawdę ciężko oderwać wzrok od olbrzymiej przestrzeni z widokiem na całe, kilkumilionowe miasto.
Widok ze szczytu Cerro San Cristobal w Santiago
W Bogocie (Kolumbia) gwoździem programu niemalże każdego turysty (lub pielgrzyma!) jest wzgórze Monserrate. Wjechać na nie można bardzo stromą kolejką linową, pokonującą wysokość 820 metrów w cztery minuty. Widok na Bogotę ze szczytu (3152 m n.p.m.) jest super!
Widok ze szczytu Monserrate w kolumbijskiej Bogocie
W argentyńskim górskim kurorcie Bariloche każdy znajdzie coś dla siebie. Są świetne trasy trekkingowe, są przepiękne jeziora, ścieżki rowerowe, jest też oczywiście kolejka linowa, wiodąca na szczyt Cerro Otto. To miejsce świetnie nadaje się na narty, ale jako że byliśmy tam w sezonie letnim przyznamy się do czegoś – zamiast wjechać, weszliśmy na szczyt na piechotę. Kilkudziesięciominutowa wspinaczka i pot w trakcie podejścia okazał się zdecydowanie warty wylania, oto dlaczego:
Widok ze szczytu Cerro Otto nieopodal Bariloche w Argentynie
To jak, piszecie się na kolejną przejażdżkę kolejką linową razem z nami?