Czasem po wjeździe do nowego kraju nie dziwi nas prawie nic. Wszystko po staremu, „tak samo jak u nas” albo „już gdzieś to widzieliśmy”. Na szczęście podczas naszej kilkumiesięcznej azjatyckiej tułaczki praktycznie za każdym razem zaraz po przekroczeniu granicy mówiliśmy „wow!”. Chyba nigdzie nie było to jednak tak wielkie „WOW” jak na Filipinach! Dlaczego?
Mieszkańcy władają perfekcyjnym angielskim
To, że Filipińczycy mówią w swoim własnym języku – Tagalog, nikogo nie zdziwi. Jednakże to, że praktycznie każdy: od małego, przez dorosłych, po starszyznę, włada także doskonałym angielskim – już tak. Komunikacja werbalna na Filipinach to pestka. Nieważne z kim rozmawiasz, zacznij od razu po angielsku. Pytanie: „przepraszam, czy mówisz po angielsku?” wywoła na twarzy Twojego rozmówcy uśmiech, a czasem także konsternację. To prawie tak, jakby zapytać Polaka, czy mówi po polsku… W końcu angielski na Filipinach jest drugim oficjalnie używanym językiem. To jednak nie koniec! Niesamowity kocioł językowy i wieloletnia amerykanizacja stworzyły jeszcze coś – miksturę wybuchową w postaci języka taglish, w którym niektóre słowa są filipińskie (Tagalog), a inne angielskie (English). Mnóstwo ludzi używa tej mieszanki w codziennej komunikacji i rozmowach, przez co słuchacz znający angielski rozumie dosłownie co drugie słowo. Możecie powiedzieć, że nie ma nic niezwykłego w tym, że mieszkańcy mieszają języki, w końcu my też mówimy OK, fejs, lajkować itd. ale… Czy fakt, że wypłacając gotówkę z bankomatu możesz wybrać opcje tagalog, angielski i taglish nie jest dowodem na to jak popularny jest ten miks? Do tego całego szaleństwa dochodzi kolejny element. Hiszpańskojęzyczni przybysze z radością dosłyszą także swojsko brzmiące słowa – wiele lat dominacji Hiszpanów pozostawiło trwałe ślady w języku Tagalog. Derecho, pero, tita itd. to hiszpańskie słówka regularnie używane na Filipinach.
Jeepneye jako lokalne środki transportu
Autobusy? Tramwaje? Tuk tuki? Zapomnij o tym, Filipiny to kraj jeepneyów! Tu najpopularniejszym środkiem transportu w miastach, wioskach, ale także pomiędzy nimi, są przerobione amerykańskie, wojskowe auta. Ulice pękają w szwach od kolorowych, błyszczących samochodów nabitych zamkniętymi jak sardynki w puszce pasażerami (według tabliczek do środka wchodzi ich 21, ale od czego jest jeszcze dach!). Kierowcy, będący najczęściej także właścicielami aut, nie kryją się z miłością do swoich podopiecznych. Dbają o nie, pucują i ozdabiają. Spotkać można jeepneye pomalowane w świetne wzory, nieraz przedstawiające sceny biblijne, postaci popkultury lub bohaterów z kreskówek. Z przodu, tuż nad poprzednią szybą, znajduje się napis będący jednocześnie nazwą identyfikującą pojazd, bardzo często jest to fraza typu „Panie prowadź” czy „Bóg Cię kocha”. Jazda jeepneyem to niezapomniane przeżycie, a przeciskanie się wewnątrz auta z plecakiem to darmowa lekcja W-F-u. Za przejazd płaci się bezpośrednio kierowcy podczas jazdy – monety lub banknoty od pasażerów jadących w tylnej części przekazywane są z rąk do rąk, aż trafią do przodu. Odwrotną drogę odbywa reszta. Widok pierwszego jeepneya skąpanego w porannym świetle tuż po wyjściu z lotniska w Manili z całą pewnością utkwi mi w pamięci na długie lata!
Brak typowego azjatyckiego jedzenia, duża ilość fast foodów
Hamburgery, frytki? W Azji, słynącej z ryżu i noodli przyrządzanych na tysiąc sposobów?! A i owszem. Filipiny odziedziczyły po Amerykanach także niezbyt zdrowe jedzenie, które wcina się tu na potęgę. Niestety, jeśli chcecie zdrowo zjeść, możecie mieć problem – wystarczy wspomnieć, że najbardziej znaną siecią restauracji w kraju jest Jollybee – lokalny odpowiednik McDonald’s. Ludzie jedzą szybko, tłusto i zawsze słodko – nawet, jeśli cukier jest w danej potrawie co najmniej dziwnym dodatkiem. Na szczęście nie zawsze jest aż tak źle – przykładem niech będzie mój ulubiony, przepyszny smażony ryż z czosnkiem, podawany na Filipinach na śniadanie. Miłośnicy typowych azjatyckich noodli będą jednak zawiedzeni – są one tutaj rzadkością.
Ilość symboli religijnych, także w nietypowych miejscach
Filipiny to największy i jeden z dwóch krajów katolickich w Azji. Ludzie obnoszą się tu ze swoją wiarą jak mało gdzie. Głównym symbolem spotykanym praktycznie wszędzie, jest krzyż. Na Filipinach motyw krzyża uważa się za doskonały pomysł na tatuaż, wisiorek, nadruk na koszulkę lub ozdobę jeepneya. Odwołania do Boga są tu wszechobecne – argumentu jego wiedzy absolutnej używa się nawet na tabliczkach we wspomnianych jeepneyach, przestrzegając przed jego gniewem nieuczciwych pasażerów, którzy nie mają ochoty płacić za przejazd.
Zakupoholizm Filipińczyków
Filipińczycy znani są także z tego, że uwielbiają zakupy. To właśnie na Filipinach znajduje się największe w Azji Południowo-Wschodniej centrum handlowe, a najbogatszym Filipińczykiem jest właściciel olbrzymiej sieci sklepów wielkopowierzchniowych. W centrach handlowych kupić można praktycznie wszystko – nie ustępują one jakością sklepom znanym w w Polsce. Mało tego – największe centrum handlowe w Manili jest naszym zdaniem o wiele lepsze niż centra handlowe w Warszawie. Dlaczego? A choćby dlatego, że klientów zabawia orkiestra dęta grająca największe hity z list przebojów :-) Filipińczycy tłumnie odwiedzają centra handlowe i nieważne czy trafisz tam w poniedziałek czy w niedzielę, z samego rana czy późnym wieczorem – na pewno spotkasz zastępy Filipinos ochoczo przeszukujące sklepy. Ta rozrywka ma także niemiłe konsekwencje – ponoć na skutek zakupoholizmu mieszkańcy Filipin często wpadają w spiralę długów.
Nietypowy jak na Azję sport narodowy
Przed przyjazdem na Filipiny nie miałem zielonego pojęcia co jest tutejszym sportem narodowym. Myślałem, że pewnie jest to piłka nożna, która króluje także w wielu innych krajach. Nic bardziej mylnego! Dyscypliną, która rozpala miliony, a na boiskach całych Filipin uprawiają ją dzieciaki, jest koszykówka! Boiska do koszykówki można spotkać wszędzie. Dosłownie! Znajdują się one przy każdej szkole, ale również w tak nietypowych miejscach jak ulice, place, a nawet dworce autobusowe! Czasem mieliśmy wrażenie, że budowane są one także po to, aby do kosza mogli porzucać również znudzeni długą jazdą pasażerowie. Wiele osób ogląda tutaj też amerykańską ligę NBA, a logotypy zespołów zza oceanu spotkać można w wielu miejscach, na przykład na wspomnianych wcześniej jeepneyach.
Mam nadzieję, że choć trochę udało mi się zainteresować Was Filipinami. Ten niezwykły kraj jest jednym z moich ulubionych w regionie Azji Południowo-Wschodniej i do zaoferowania ma zdecydowanie więcej niż wspomniane ciekawostki. Przed wyjazdem mówiono nam : nie jedźcie tam, bo jest niebezpiecznie i brudno, a odwiedzenia warte są jedynie plaże… Dziś wiemy, że warto odwiedzić Filipiny, bo jest to miejsce niesamowicie przyjazne, a tutejsza natura i kultura wciągają!