Czy mówi Wam coś nazwa Phong Nha-Ke Bang? Czy kiedykolwiek ją słyszeliście, a może z czymś się Wam ona kojarzy? Nie? Nic nie szkodzi…my też słyszeliśmy ją po raz pierwszy w życiu aż do czasu, kiedy nadszedł czas na dokładniejsze zaplanowanie zwiedzania centralnej części Wietnamu.
Choć bardzo nowy, bo otwarty w 2010 roku, Phong Nha-Ke Bang to jeden z najciekawszych parków narodowych w Wietnamie i miejsce, w którym prawie dosłownie można udać się do wnętrza ziemi! Znajduje się tutaj całe mnóstwo jaskiń z najbardziej znaną i (uwaga) największą jaskinią na świecie – Hang Son Doong. Zwiedzenie jej jest jednak dla szarego człowieka jeszcze praktycznie niemożliwe, gdyż taką szansę otrzymuje zaledwie 12 osób w ciągu miesiąca, do tego za opłatą – bagatela – 3000 dolarów. Turyści wprowadzani są do niej przez jedyną uprawnioną do tego firmę, a cała wyprawa trwa aż 5 dni. Daje to jako takie pojęcie, na temat jej wielkości…
Na szczęście park narodowy to także inne atrakcje, z rajską jaskinią (Paradise Cave), ciemną jaskinią (Dark Cave) i jaskinią Phong Nha na czele. Wabią one z roku na rok coraz większą liczbę turystów, zwabiły i nas. Przeczytacie tu w jaki sposób zwiedziliśmy park, jak zrobić to na własną rękę i że jest to o wiele prostsze, niż się wydaje!
Na początku byliśmy delikatnie mówiąc skołowani. Przeszukaliśmy sporą część internetu i wydawało nam się, że zwiedzenie parku (ba, nawet dotarcie do niego!) jest dość skomplikowane. Brakowało jasnego opisu, gdzie tak naprawdę się udać i gdzie znajduje się najlepsza baza noclegowa i miejsce wypadowe na zwiedzanie zgromadzonych tu cudów natury. Nie dowiedzieliśmy się także, w jaki sposób zobaczyć można jaskinie i czy trzeba do tego jakiegoś specjalnego pozwolenia, lub przynajmniej przewodnika/zorganizowanej wycieczki. Dlatego też do samego końca wahaliśmy się, czy pomimo wielu niewiadomych powinniśmy próbować zwiedzić Phong Nha-Ke Bang. Oczywiście jak zwykle okazało się, że strach ma wielkie oczy.
Po kilku godzinach nocnej podróży z Bac Ha (na północy kraju) dotarliśmy do Hanoi, gdzie po krótkim poszukiwaniu odpowiednich stacji kolejowych i autobusowych w końcu zaleźliśmy się w pociągu zmierzającym do Sajgonu. Po drodze, mniej więcej w połowie Wietnamu, znajduje się miasto Dong Hoi – wiedzieliśmy, że trzeba tam dojechać a potem „jakoś to będzie”. Pociąg jechał cały dzień, od 9:00 do 20:00 – tuż przed docelową stacją rozmawialiśmy jeszcze między sobą, czy wysiadać, czy jednak jechać dalej. No i wysiedliśmy…
Po wyjściu z dworca spojrzeliśmy na mapę, na której znajdowały się dwie lub trzy pinezki symbolizujące najtańsze hotele w mieście. Do przejścia mieliśmy około 3km, ponieważ wszystkie znajdowały się w nadmorskiej części miasta. Po jakichś 200 metrach zaczepiła nas jednak sympatyczna Wietnamka, która zachęcała do skorzystania z jej niewielkiego, nisko-budżetowego hotelu. Spojrzeliśmy na siebie, potem na budynek – na dole bawiła się mała córka pani, która przygotowywała w tym czasie kolację. Jaka cena? 150 000 dongów (ok. 27zł) – odpowiedziała. Bierzemy!
Dojazd do parku narodowego z Dong Hoi to już bułka z masłem! Nawet pani w naszym rodzinnym hotelu oferowała wycieczki, ale też służyła wszelką pomocą w samodzielnym dotarciu na miejsce. Od samego rana, co godzinę, z położonej tuż za wiaduktem (po lewej stronie, idąc od torów kolejowych) stacji autobusowej Nam Ly, odjeżdżają busy do wsi Phong Nha, która z każdym rokiem powiększa się o nowe hotele, hostele i inne przybytki służące coraz to większej rzeszy turystów. Bilet kupuje się u kierowcy i kosztuje on 33 000 VND. Podróż wypełnionym lokalsami busikiem trwa około 1,5 godziny, a kierowca wysadzi Was tam, gdzie chcecie. My wysiedliśmy w „centrum”, tuż pod wielkim napisem „backpackers hostel” z którego zresztą skorzystaliśmy. Pokój za 10USD był bardzo słaby, ale za to obsługa fachowa i przemiła. A skoro o miejscach do spania… W internecie pojawiają się przeważnie 2 nazwy (Farmstay i Easy Tiger Hostel), tworząc wrażenie, jakby w całym Phong Nha nie było nic więcej – nie sugerujcie się tym! Wioska to oczywiście skupisko różnego rodzaju lepszych i gorszych, droższych i tańszych miejscówek, położonych praktycznie przy jednej ulicy. Znalezienie czegoś zajęło nam dosłownie 5 minut i po raz kolejny utwierdziło w przekonaniu, że w Azji noclegi są wszędzie. Dosłownie wszędzie.
No ale do rzeczy, co z tym parkiem?! Jak zwiedzić jaskinie, jak w ogóle się tam poruszać i co zobaczyć? Opcje na zwiedzanie są trzy i w skrócie wyglądają one tak:
1. Zakup zorganizowanej wycieczki w hotelu
Oczywiście najprostsza i najwygodniejsza opcja. Praktycznie w każdym hostelu w Phong Nha ściany wyklejone są mnóstwem propozycji różnorakich wycieczek, które w cenie posiadają koszty biletów do odwiedzanych atrakcji oraz transport. Czy warto zapłacić więcej za podróż z innymi osobami w busie? Zawsze jest to indywidualna sprawa i zależy, kto co lubi. Dla nas ciśnienie na zwiedzanie w rytmie i zgodnie z planem narzuconym przez kierownika wycieczki jest praktycznie zawsze opcją ostatniego wyboru, tak samo było i tym razem. Na pewno jednak jest mnóstwo ludzi którzy za kilka dodatkowych dongów wolą mieć wszystko załatwione i niczym się nie martwić. Jeśli jesteś tego typu osobą, jedynka jest opcją dla ciebie.
2. Skorzystanie z oficjalnego biura turystycznego, kupienie biletów do wybranych przez siebie atrakcji
W centrum niewielkiej wioski, jaką jest Phong Nha, znajduje się siedziba i kasa biletowa parku. Można w niej kupić wszelkiego rodzaju bilety, najczęściej wraz z opcją transportu łódką. Super sprawa tym bardziej, że koszt łodzi można rozbić na więcej osób, jeśli akurat znajdziecie chętnych. Kasa oferuje sprzedaż biletów do większości najfajniejszych miejsc w parku narodowym, od małych jaskiń począwszy, a na największych skończywszy. Super sprawą jest także możliwość zobaczenia dwóch jaskiń „za jednym zamachem” i zaoszczędzenie kilku groszy na łodzi, która ja jeden dłuższy kurs kosztuje nieco mniej, niż za dwie osobne rundy. Wybranie się do kasy parku polecamy szczególnie, gdy chcecie zwiedzić jaskinię Phong Nha. Można ją zobaczyć tylko z łodzi – jest ona w większości zalana wodą i dostać się do niej można tylko w ten sposób. My kupiliśmy bilety i zobaczyliśmy ten cud natury właśnie tak, dzieląc koszty łodzi między nas i czworo super sympatycznych chłopaków z Polski, z którymi spędziliśmy potem jeszcze cały wieczór i wymieniliśmy się naszymi podróżniczymi wskazówkami.
Jakby tego było mało, mieliśmy też super przygodę związaną z szukaniem samej kasy parku… Otóż w drodze do niej zahaczyliśmy o bardzo głośny barak, w którym karaoke w rytmie techno trzęsło zarówno fasadami, jak i dachem budynku (a właściwie to połową wsi). Jak się okazało, odbywało się tam wietnamskie wesele i nie było zmiłuj, musieliśmy wejść do środka, a tak naprawdę to zostaliśmy wciągnięci praktycznie siłą… Nie było wymówek od tańczenia i picia, zresztą pisaliśmy już o tym na naszym Fanpage na Facebooku:
[fb_embed_post href=”https://www.facebook.com/letsgetlostpl/posts/1503892353240702/” width=”650″/]
3. Wypożyczenie motorka na cały dzień i pojechanie tam, gdzie Was oczy poniosą…
To coś dla nas! Skuter na cały dzień to koszt rzędu 100 000 dongów (ok. 17zł), paliwo – drugie tyle. Mapy okolicy dostępne są w każdym hostelu, sprawa więc jest prostsza, niż mogłoby się wydawać!
Przez park przechodzą dwie główne drogi: zachodnia część autostrady Ho Chi Minha, oraz autostrada numer 20 (jedna i druga z drogą szybkiego ruchu ma niewiele wspólnego, a ruch szczególnie na tej drugiej stanowią często stada krów). Całość stanowi zamknięty obwód, na którym znajdują się największe atrakcje parku Phong Nha z Dark Cave, Paradise Cave czy Nuoc Mooc Spring Eco Trail na czele. Myśmy podczas naszego dnia na skuterze odwiedzili ogród botaniczny i Paradise Cave – na więcej nie starczyło czasu. Pełna rundka dookoła to około 45km, więc trzeba wziąć to pod uwagę i jeśli chce się zobaczyć więcej – zarezerwować co najmniej 2 pełne dni.
My w Phong Nha-Ke Bang zobaczyliśmy trzy atrakcje: jaskinię Phong Nha, ogród botaniczny i rajską jaskinię (Paradise Cave). Pierwsza z nich zachwyca pięknym, zalanym wodą i ładnie oświetlonym wnętrzem, do którego wpływa się łodzią, co robi naprawdę spore wrażenie. Ogród botaniczny z typowym ogrodem ma niewiele wspólnego: można w nim pójść na około 2-godzinny, wcale nie taki prosty trekking i zobaczyć m.in. wodospady. Wspinaczka po śliskich skałach nawet z użyciem liny sprawiała trudność – byliśmy świadkami, jak młody chłopak wpadł do wody i zamoczył wszystko, co miał na sobie – jemu samemu na szczęście nic się nie stało. Na koniec pojechaliśmy do Paradise Cave którą… po prostu trzeba zobaczyć! Około 500 schodów prowadzących do wejścia jaskini męczy niesamowicie, ale widok, jaki ukazuje się oczom podróżnika tuż po wejściu do dziury będącej wejściem, z całą pewnością zapamiętamy do końca życia. Jaskinia jest olbrzymia i cudownie oświetlona, a zwiedza się ją chodząc po nowych kładkach dla pieszych o długości 1,1 km (a to tylko UŁAMEK całości i tylko on dostępny jest do zwiedzania)! Czytaliśmy, że Paradise Cave uważana jest za najpiękniejszą jaskinię na świecie. Nie widzieliśmy ich zbyt wiele, ale jesteśmy w stanie zaryzykować stwierdzenie, że lepszej jaskini już nie zobaczymy, a przynajmniej bardzo ciężko jest nam to sobie wyobrazić…
Co z perspektywy czasu zrobilibyśmy inaczej? Chyba.. nic. Może trochę żałujemy, że nie widzieliśmy podobno rewelacyjnej Dark Cave, chociaż z drugiej strony, dalsza część Wietnamu też już czekała na swoją kolej. O 4 nad ranem wsiedliśmy więc w autobus i pojechaliśmy do Hue, o czym przeczytacie w kolejnych wpisach.
Na koniec park narodowy Phong Nha-Ke Bang polecamy z czystym sumieniem każdemu! Jedźcie tam, korzystając z własnego planu, lub z naszych wskazówek umieszczonych powyżej. Słyszeliśmy też, że są dostępne opcje o wiele prostsze, jak na przykład bezpośredni autobus z Hanoi do Phong Nha. Nie ma się więc co dłużej zastanawiać, czas zwiedzić najpiękniejsze jaskinie świata – zobaczcie sami!