Są tacy ludzie, z którymi jest się zawsze. Nawet mimo tego, że wspólna droga teoretycznie się skończyła. Tym, którzy wiedzą, czym zajmowałam się przez 8 lat mojego zawodowego życia nie muszę wiele tłumaczyć. Zaś tym, którzy pozostają w nieświadomości, jestem winna słowo wyjaśnienia. W zasadzie cała moja „kariera” związana jest z francuskim producentem samochodów – marką Citroën. Przez cały ten czas pracowałam w dziale Public Relations – początkowo jako asystentka, później specjalista, aby przez ostatnie lata pełnić rolę PR Managera marek Citroën i DS. W tym czasie poznałam niesamowitą ilość niezwykłych ludzi – od wspaniałych i zaangażowanych koleżanek i kolegów z firmy, świetnych współpracowników, przez charakternych dziennikarzy, diwy polskiej sceny muzycznej, najbardziej rozpoznawalnych aktorów i diabelsko szybkich kierowców rajdowych. Z tego całego kalejdoskopu barwnych postaci co do jednej grupy mam szczególnie osobisty i sentymentalny stosunek – to pasjonaci zabytkowych samochodów marki Citroën. Ludzie, o których mowa są przykładem tego, że chcieć znaczy móc i że pasja łączy bez względu na wiek, przekonania polityczne czy zasobność portfela. Wszyscy ci ludzie są skupieni na tym, co kręci ich najbardziej – na swoich unikatowych samochodach, które reprezentują zdecydowanie więcej niż kawałek blachy z zimnym, metalowymi bebechami z części zamiennych. To ludzie zgłębiający historię ukochanej marki i podchodzący do swoich cacek z takim samym namaszczeniem, jak do swoich własnych kończyn (choć czasem mam wrażenie, że kończyny przegrywają z zabytkowymi samochodami). I kochający spotykać się w niezwykłym i wciąż powiększającym się gronie pasjonatów.
Z ekipą z Citroën Oldtimer Club, która kilka lat temu z luźnego grona przekształciła się w całkiem nieźle zarządzaną organizację o statusie stowarzyszenia, miałam okazję spędzić ubiegły weekend. Co roku klub organizuje bowiem zloty w różnych miejscach Polski – ostatni był IX oficjalnym spotkaniem i zgromadził rekordową ilość aut i uczestników. W imprezie zorganizowanej w okolicach Ostrowa Wielkopolskiego wzięło udział aż 40 klasyków i 98 osób, a ich wiek wahał się od 0 do chyba 80 lat! Jak zwykle w programie znalazło się miejsce na zwiedzanie i biesiadowanie przy ognisku, ale nie to było gwoździem programu. Zawsze największe zainteresowanie i radość lokalnych społeczności, a także samych uczestników imprezy, wywołują przejazdy kolumny samochodów oraz ekspozycje w reprezentacyjnych częściach miasta. Citroën jest marką, która w swojej historii wyprodukowała całe mnóstwo kultowych samochodów, a te budzą niesamowicie pozytywne emocje. Tu pozostaje tylko dopowiedzieć, że tak niesamowite samochody mogą mieć tylko pozytywnie zakręceni ludzie. I za to właśnie najbardziej lubię te spotkania – ładują mi akumulatory na wiele dni i zostawiają coraz głębszy ślad w moim spaczonym francuską motoryzacją sercu!
Bardzo dziękuję za zaproszenie Oldtimer Club Polska – dla mnie, jako dla osoby nieposiadającej żadnego klasyka spod znaku Citroëna to prawdziwy zaszczyt! Dziękuję też za sukcesywne rozmiękczanie serca mojego Tomka, dotąd opornego na wdzięki motoryzacji w ogóle – to miłe widzieć rozpalający się w jego oczach blask ? Jesteście wielcy! Do zobaczenia w przyszłym roku!
P.S. Na zlot miałam dotrzeć samochodem innej marki, pożyczonym na jakiś czas od moich rodziców (nie mogę napisać co to za model, bo zostanę wyklęta). Na wieść o potencjalnym zamieszaniu, jakie ta sytuacja może wywołać na zlocie, obecny PR Manager marki Citroën, a prywatnie mój dobry kolega, zaoferował mi weekendowe użyczenie nowego Citroëna C3. Muszę przyznać, że testowanie najnowszego modelu z gamy sprawiło mi ogromną radość!
Nowa C3 już staje się bestsellerem w Polsce i szczerze mówiąc wcale mnie to nie dziwi – jest świetnie zaprojektowana, kusi świeżymi kolorami nadwozia, ma designerskie zewnętrzne panele AirBump, kamerę pokładową i stylowe wnętrze. Można by długo wymieniać jej walory. Najważniejsze jest jednak to, że C3 świetnie jeździ i – uwaga – nawet z silnikiem 1.2 PureTech o mocy 82 KM jest wyrywna, dynamiczna i daje radę w trasie. Ewenementem było to, że tym razem to nie ja byłam kierowcą w trasie – Tomek zgłosił się na ochotnika do prowadzenia auta na zlot, a ja miałam prowadzić w drodze powrotnej. Stało się jednak inaczej – mój mąż, z którego szczerze mówiąc automaniak nigdy nie przemawiał, bardzo grzecznie poprosił mnie o możliwość powrotu Citroënem do Warszawy…
Hmm. To naprawdę musi być miłość. W dodatku zaraźliwa.